Nabiera rozmachu ruch protestacyjny przeciwko ograniczaniu wolności osobistej w czasie pandemii. Demonstracje, niekiedy wielotysięczne, odbyły się w kilku dużych miastach, nie wyłączając Berlina. – Zjawisko to może stać się poważnym problemem – ostrzega Holger Münch, szef Federalnej Policji Kryminalnej (BKA). Tym bardziej że w krytyce tej upatrują szansę skrajne ugrupowania z obydwu kierunków sceny politycznej. Ale nie tylko.
Borisa Palmera, burmistrza uniwersyteckiego miasta Tybinga (z parii Zielonych), nie sposób posądzić o skrajne prawicowe poglądy, ale jego opinia na temat strategii walki z koronawirusem zdobywa zwolenników.
– Sformułuję to bardzo brutalnie. Ratujemy ludzi, którzy tak czy owak umrą za pół roku – powiedział w niedawnym wywiadzie. Wywołało to falę krytyki, a burmistrz otrzymał kilka gróźb pozbawienia życia.
Tłumaczył później, iż pragnął jedynie zwrócić uwagę, że kierował się troską o ogromne skutki wywołane zamknięciem gospodarki, i ochrona osób z grupy podwyższonego ryzyka powinna się odbywać bez niepożądanych skutków ubocznych. Mimo to władze Zielonych w landzie Badenia-Wirtembergia uznały postawę Palmera za nieetyczną próbę przeciwstawienia młodszej części członków społeczeństwa starszej grupie obywateli, dla których koronawirus stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo. Wezwano burmistrza, aby oddał legitymację partyjną. Ten nie zamierza tego zrobić ani też nie skorzysta z oferty landowego oddziału liberalnej FDP, który złożył mu natychmiast ofertę zmiany barw partyjnych.