Kiedy władza najwyższa na Kremlu zapytała namiestnika w Kijowie Chruszczowa, czy granica z Polską jest szczelna, ten z miejsca odrzekł: „Absolutnie. Nawet mysz bez wizy się nie przedostanie”. Dzisiaj ów apokryf jest bliski prawdy.
Dawno zapomniano, jak Zachód mamił niewolników i poddanych Moskwy ideą wolnego przepływu idei, dóbr materialnych i ludzi w myśl 3 punktu Karty KBWE. Dziś żaden polityk w wolnym świecie nie może sobie przypomnieć tych obiecanek i nikt oprócz nikłej grupki idealistów i tak od dawna w te zaklęcia nie wierzy. Przegrały też idee Jerzego Giedroycia o granicy polsko-ukraińskiej, które będzie nas łączyć, a nie dzielić. W Polsce ludzie myślący i nie myślący powitali dzieło Schengen jako dar Opatrzności a sąsiad zza miedzy, Ukraińcy, jako dopust Boży. Po raz pierwszy od odzyskania niepodległości Zachód nas podzielił i rozłączył.
Zdaje się, że zaczęła się era rozwodów i podziałów nie tylko w partiach politycznych, jak secesja konserwatystów w PiS. przykładem – rozłam w redakcji niegdyś bardzo jednolitego „Tygodnika Powszechnego” w Krakowie. Rozejście się Polski i Ukrainy jest więc procesem naturalnym.
Zaraz po ogłoszeniu niepodległości w Kijowie zaczął się wyścig pomiędzy dyplomacją polską i węgierską, kto będzie pierwszy. Wtedy wygrali Polacy. Teraz Węgrzy wyprzedzili Polaków, wprowadzając na czas ulgi wobec przepisów z Schengen i nowe regulacje małego ruchu granicznego. Zamiast starej piosenki: „Polak – Węgier dwa bratanki”, będziemy teraz śpiewać „Ukrainiec – Węgier dwa bratanki”, a komunikacja potoczy się na linii południowej Kijów - Lwów - Użhorod - Budapeszt.
Może ta zmiana pomoże Polakom w aktualnym mizdrzeniu się do Moskwy. Jeśli intruz ukraiński usunie się w cień, Moskale mogą się stać bardziej uczynnymi wobec Warszawy. Można by wówczas staroświecko powiedzieć, że nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre.