Uzgodniony po czterech rundach negocjacji ministrów finansów strefy euro pakiet 540 mld euro kredytów został w czwartek wieczorem sprzedany mediom jako „największy plan ratunkowy w historii integracji". Jednak już następnego dnia powracającego z Brukseli szefa resortu finansów Roberta Gualtieriego ogłoszono w Rzymie zdrajcą.
Gdy na jaw wyszły szczegóły porozumienia, okazało się, że żaden z warunków Włochów nie został spełniony. Nie ma więc mowy o koronaobligacjach – uwspólnotowieniu długu, aby cała Unia sfinansowała koszty odbudowy zniszczonej gospodarki. Głównym (240 mld euro) narzędziem wsparcia finansów najsłabszych krajów ma być, mimo protestów Włochów, Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (ESM), utworzona osiem lat temu instytucja, która udziela pożyczek za surowe reformy strukturalne. Dodatkowo środki na ten cel miałyby być wypłacane tylko na wsparcie służby zdrowia.
Wreszcie proponowany przez Francję fundusz odbudowy gospodarki, który miał odpowiadać 3 proc. PKB strefy euro (ok. 360 mld euro) i również być finansowany z koronaobligacji, został odnotowany tylko w bardzo niezobowiązujący sposób.
– Nie przyjmiemy wsparcia z ESM ani dziś, ani w przyszłości – ostrzegł lider Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S) Vito Crimi, koalicjant rządu Contego.
– Jestem porażony i będę się domagał dymisji ministra finansów, który sprzedał nasz kraj – oświadczył lider opozycyjnej Ligi Matteo Salvini, który w razie przedterminowych wyborów jest właściwie pewny przejęcia władzy.
W tej sytuacji sam Giuseppe Conte zapowiedział, że nie zaakceptuje przyjętego wstępnie w czwartek porozumienia, nie porzuci idei koronaobligacji i nie skorzysta z ESM.
– Będziemy walczyli do końca – oświadczył premier, bez którego wsparcia plan nie zostanie przyjęty na wideokonferencji przywódców Unii 23 kwietnia.
Tsunami bezrobocia
Włochy są pod ścianą. Bank Unicredit uważa, że zarówno one, jak i Hiszpania najmocniej w UE ucierpią na pandemii, tracąc po 15 proc. PKB. Oba kraje weszły w kryzys z tak dużym zadłużeniem (odpowiednio 132 i 100 proc. PKB), że nie stać ich na uruchomienie bez Brukseli wystarczającego wsparcia dla gospodarki.
Instytut Bruegla obliczył, że o ile hiszpański rząd do końca marca ogłosił plany stymulacyjne odpowiadające 12 proc. PKB, o tyle Francja już 23 proc., a Niemcy 60 proc. PKB. Ze względu na strukturę gospodarki, w której 70 proc. zatrudnienia dają małe firmy, Hiszpania staje w obliczu tsunami bezrobocia. Szczególny dramat przeżywa sektor turystyczny, który zatrudnia 13 proc. pracowników i zapewnia 12 proc. PKB, ale z dnia na dzień stanął w miejscu. Z kolei wobec bezprecedensowej w Europie liczby ofiar śmiertelnych Włochy już od 9 marca wprowadziły całkowitą blokadę życia społecznego i działalności przedsiębiorstw.
Ratować gospodarkę czy zdrowie ludzi – na taki dylemat oba kraje zareagowały jednak zupełnie odmiennie. W piątek premier Conte zapowiedział, że surowe restrykcje dla biznesu i obywateli zostają przedłużone przynajmniej do 3 maja. W Hiszpanii od poniedziałku wróciły do pracy przedsiębiorstwa, które nie miały znaczenia strategicznego, w tym budownictwo i przemysł. Nadal zamknięte są szkoły, bary i restauracje, hotele i lokale rozrywkowe. Tę ostatnią decyzję za „przerażającą" uznał premier regionalnego rządu katalońskiego Quim Torra.