Od czwartku 16 kwietnia na mocy rozporządzenia Rady Ministrów zakrywanie nosa i ust w przestrzeni publicznej jest obowiązkowe. W internecie można już kupić maseczki ozdobne i z napisami, czasem bardzo drogie. O czym to świadczy?
Jednym z powodów jest pojawienie się nowej przestrzeni, w której firmy z branży odzieżowej mogą zaistnieć. W tej chwili maseczki stają się powszechnym elementem stroju, także poprzez decyzje polityczne, wynikające z polityki zdrowotnej. Skoro wszyscy musimy je nosić, to można dla siebie ten teren zagarnąć, szczególnie w trudnych czasach. I zrobić to przed innymi, bo przecież firmy produkujące maseczki ze swoim logo działają według reguł kapitalistycznego rynku, któremu są podporządkowane. Drugi powód to atrakcyjne wyzwanie dla projektantów. Twarz w kulturze europejskiej jest odsłonięta. I chociaż jest silnie ikonograficzną częścią ciała, to dla mody pozostaje pustym miejscem, zarezerwowanym dla makijażu. Maski pojawiały się dotychczas na wybiegach jako akcesorium czy ekstrawagancja, którą usprawiedliwiał show. Te ochronne pokazała na dwóch ostatnich pokazach projektantka Marine Serre. Mimo to jestem ostrożny, jeśli chodzi o bawienie się ich znaczeniem w modzie.
Dlaczego?
Żyjemy w czasach, w których maska ma pełnić funkcję ochronną. Tym samym jest znakiem epidemii, zagrażającej zdrowiu i życiu. Zamiana jej w akcesorium modowe i wysunięcie na pierwszy plan funkcji estetycznych może być niebezpieczne. Czytałem już wypowiedź kogoś ze świata mody, że to rodzaj ekspresji osobowości.