Minister spraw wewnętrznych Białorusi Jurij Karajew zapytany o śmierć jednego z demonstrantów powiedział, że nie uczestniczy w śledztwie w tej sprawie. Obiecał, że wszelkie przypadki nadmiernego użycia przemocy przez milicję, zostaną zbadane.
- Eskalacja wystąpiła po obu stronach - mówił szef MSW. - Kiedy koledzy są powaleni, można stracić panowanie nad sobą. To jest złe i jestem temu przeciwny. To nie powinno tak wyglądać. Zbadamy każdy z takich przypadków. Nie teraz, gdy sytuacja się uspokoi - zapowiedział.
Karajew przyznał, że podczas ostatnich demonstracji jedna osoba zginęła. - Ile osób zginęło podczas zamieszek w Ameryce? my nie używaliśmy broni palnej - odpowiedział.
W niedzielę 9 sierpnia wieczorem w Mińsku, Grodnie i w innych miastach Białorusi (łącznie w ok. 30) doszło do protestów po tym jak ogłoszono wyniki badań exit poll po przeprowadzonych wyborach prezydenckich. Wyniki te wskazywały, że wybory prezydenckie z poparciem blisko 80 proc. wyborców wygrał ubiegający się o szóstą kadencję na stanowisku prezydenta Aleksandr Łukaszenko. Oficjalne wyniki wyborów podane przez białoruską CKW w poniedziałek rano dały Łukaszence jeszcze większą przewagę - według tych wyników uzyskał w wyborach 80,23 proc. głosów.
Cichanouska, nie uznała wyników wyborów i ogłosiła, że w rzeczywistości to ona jest zwyciężczynią, a wybory zostały sfałszowane. Następnie poinformowała o złożeniu protestu wyborczego.
W poniedziałek wieczorem w Mińsku znów doszło do starć, w których - co potwierdziło białoruskie MSW - zginął jeden z protestujących. W kolejnych dniach liczba ofiar protestów zwiększyła się do dwóch.
We wtorek szef MSZ Litwy podał informację, że Cichanouska znajduje się na Litwie. W opublikowanym następnie przez byłą kandydatkę na prezydenta oświadczeniu wideo stwierdziła ona, że choć sądziła, iż kampania wyborcza ją zahartowała, ale - jak się okazało - nadal pozostała słabą kobietą. - To, co się dzieje, nie warte jest ludzkiego życia. Dzieci są najważniejsze - podkreśliła.