„Pod przywództwem KPCh możemy zrobić wszystko!" – od takich wpisów zaroiło się na chińskim odpowiedniku Twittera, Weibo, w setną rocznicę utworzenia przez kilku inteligentów niewielkiego ugrupowania w Szanghaju.
Powrót do korzeni w mundurku Mao
Główne uroczystości odbyły się na słynnym centralnym placu Pekinu Tiananmen – tam, gdzie w 1949 roku Mao Zedong ogłosił powstanie komunistycznych Chin. Z tego samego balkonu, ubrany w „mundurek Mao", wystąpił obecny przywódca Chin Xi Jinping.
Podkreślił w ten sposób to, co partia głosi już od pewnego czasu: Mao jest wielki i jego dziedzictwo nie podlega dyskusji. Ale jeszcze rok po dojściu Xi do władzy, w 2013 roku oficjalna prasa pekińska pisała o pierwszym przywódcy komunistycznych Chin: „jego osobisty styl przywódczy miał swe ograniczenia, co spowodowało krytycyzm po śmierci". Rewizję „kultu Mao" zapoczątkował w latach 70. Deng Xiaoping – właściwy twórca współczesnej potęgi chińskiej. „Mao miał w 70 proc. rację, ale w 30 proc. się mylił" – stwierdził Deng, rozpoczynając liberalne reformy.
Xi, podtrzymując tę definicję, w pierwszych latach swych rządów zasłużył na bardzo pochlebną opinię legendarnego premiera Singapuru Lee Kuan Yew: – Lokowałbym go w grupie ludzi podobnych do Nelsona Mandeli.
Ale od tego czasu zmienił się zarówno Xi, jak i oficjalna doktryna chińskich komunistów. Teraz Mao ma 100-proc. rację. „KPCh pod wodzą obecnego sekretarza generalnego wydaje się wracać częściowo do autorytaryzmu Mao, jednakże bez szaleństw w rodzaju Wielkiego Skoku Naprzód (kampanii z lat 1958–1962 – red.)" – zauważył jeden z ekspertów z Indii, tradycyjnie wyczulonych na sprawy swego północnego sąsiada.