Kiedy przekracza się białoruską granicę, nic nie wskazuje na to, że wjeżdża się do kraju, w którym od ponad dwóch dekad panuje „ostatnia dyktatura w Europie". Szerokie, zadbane drogi, czyste ulice miast, wypełnione produktami sklepy i uśmiechnięci, gościnni ludzie. Wszystko uroczo i pięknie, lecz gdy zaczyna się rozmawiać z mieszkańcami białoruskich miast, okazuje się, że uśmiech na ich twarzach nie zawsze jest szczery. Niewiele powodów do radości mają mieszkańcy białoruskiej prowincji i nie jest to związane z trudną sytuacją polityczną w tym kraju, ponieważ, jak mówią, polityka ich najmniej obchodzi.