W Berlinie trwają zabiegi wokół tworzenia nowej koalicji. Bruksela przygląda się im z uwagą, ale niezależnie od ich wyniku – czy rząd stworzy SPD, czy następne w kolejce CDU – jedno jest pewne: ten rząd będzie proeuropejski. Niepokój budzi jednak, szczególnie we Francji, możliwe przedłużanie się okresu tworzenia gabinetu, cechujące do tej pory kraje o wieloletniej tradycji tworzenia wielopartyjnych koalicji – Belgię i Holandię.
Angela Merkel jeszcze w roli kanclerza przybędzie na pewno na szczyt UE w październiku, a niewykluczone, że także grudniu. – Francuscy dyplomaci już pokazują niezadowolenie, na wypadek gdyby tworzenie rządu miało trwać jeszcze dłużej, nawet do początku przyszłego roku – mówi nam jeden z unijnych dyplomatów. Dlaczego dla Paryża to tak ważne? Bo od 1 stycznia 2022 roku Francja przejmuje rotacyjne półroczne przewodnictwo w UE. Poślizg w Berlinie ma dla nich znaczenie, bo bez aktywnego udziału Niemiec nie będzie ambitnego planu prezydencji.
Nawet jednak, kiedy rząd w Niemczech będzie już zaprzysiężony, trudno po nowym kanclerzu oczekiwać, że od razu – jeśli w ogóle – będzie przywódcą europejskim na miarę Merkel. Początkowo będzie się musiał bardziej skupiać na wewnętrznej polityce niemieckiej.
Czytaj więcej
Większych korekt w polityce zagranicznej można się spodziewać po koalicji z SPD na czele niż po r...
– Nadchodzi dzień, w którym Merkel nie zasiądzie już przy stole Rady Europejskiej. To będzie dziwne, bo od ponad dekady decyzje krążą wokół niej. Dominacja Niemiec będzie mniejsza – mówi Georg Riekeles, ekspert European Police Centre w Brukseli. To oznacza, że powstanie próżnia na scenie europejskiej. Do jej wypełnienia potrzebny jest polityk doświadczony w sprawowaniu publicznych funkcji w UE, pochodzący z dużego państwa UE i mający europejskie ambicje.