Po czasach, a była to w moim przypadku niemal epoka, fascynacji Cyprem, Grecją, Toskanią, nie wspominając już o całym poznanym z bliska Maghrebie, centralnej czy wschodniej Azji, posypuję głowę popiołem i wracam na stare ścieżki. Ale jakże się zmieniły! Kiedyś bułgarskie plaże wiązały się nieodmiennie z polami namiotowymi, siermiężnymi kempingami, strugami potu w nieklimatyzowanych samochodach i parzącą, młodzieńczą opalenizną. A dziś?
Strzeliste hotele, nocne kluby i restauracje, tłumy ludzi, butiki, migające na autostradach limuzyny. Czy naprawdę aby tego szukam? Nie, chyba wciąż tęsknię za pamiętanym z młodości zapachem tutejszego piasku, magią monasterów, legendą greckich kolonii, Tracji i bizantyjskich miast, które padły łupem Awarów i nomadów Asparucha. I znajduję w niewielkim Aheloj, daleko od hoteli ze szkła i aluminium. Tak, tutejszy piasek wciąż pachnie Orientem, faluje słonecznym żarem, parzy stopy i każe uciekać w cień rozrzuconych gęsto skał. Obok morze zielone i błękitne, zależnie od pogody zmącone bądź kryształowo czyste. Morze, które tak fascynowało Greków i Rzymian legendą Kolchidy, że dali mu miano Pontus Euxinus, „Morza Gościnnego". Istambuł jest stąd o rzut kamieniem. Bajkowy Neseber ściga się na zabytki z pełnym starożytności Sozopolem. Wszędzie bizantyjskie ruiny. Charakterystyczne kościółki z murami, gdzie cegła przeplata się ze skałą i błyska błękitem majoliki. Chrześcijaństwo mają tu od czasów Konstantyna, czyli niecałe 1700 lat, ale chrześcijaństwo nie było pierwsze. Wcześniej żyli w tych stronach Scytowie, Trakowie i osadnicy z Miletu. Sąsiedzka Apollonia Pontyjska, czyli Sozopol, chwaliła się wielkim posągiem Apolla dłuta Kalamisa. Był to port dla świata starożytnego tak ważny, że na monetach tu bitych od najwcześniejszych czasów godłem była kotwica. Minęły wieki i zaciąg do swoich armii prowadzili w tych stronach Filip i Aleksander Macedońscy, a stąd pochodzący hoplici przemierzali pustkowia Azji, przeklinając na głos słońce, kurz i spiekotę. Wszędzie tu pełno pamiątek historii i pomników zmagań od czasów starożytnych.
Niedaleko na północ Warna, gdzie tragicznie kończyła się w 1444 r. epopeja antytureckiej krucjaty Warneńczyka. Miasteczko Aheloj, w którym mieszkam, było świadkiem wielkiej wojny nieco wcześniej, bo w 917 roku po Chrystusie. To właśnie wtedy, dokładnie 20 sierpnia, a więc w samym środku gorącego pontyjskiego lata, car Symeon I Wielki starł się na pastwiskach pod Aheloj z armią bizantyjskiego wodza Leona Fokasa. Krwawa bitwa, która przeszła do historii jako starcie pod Acheloos, pogrążyła bizantyjskie pułki we krwi, a imperium w beznadziei i sromocie. Wedle legendy na polach, gdzie dziś wielkie żuki kombajnów koszą owies i kukurydzę, padło od miecza 90 tysięcy mężów, w większości wojaków z Bizancjum. Pochowano ich po przegranej bitwie w wielkich rowach, których położenie ukryły na wieczność bezwzględne deszcze czasu. Po bitwie, która stała się początkiem sukcesu najważniejszego władcy średniowiecznej Bułgarii, została legenda i pomniczek w parku mieszczącym się pośrodku miasteczka Aheloj, na którym pisze się o Symeonie, że był obrońcą ojczyzny. Furda tam! Oblegał Konstantynopol, marzył o detronizacji Porfirogenetów i cesarskim diademie, co okazało się powyżej jego możliwości. Stworzył jednak imperium od Dalmacji po Dunaj, wielkie państwo bułgarskich carów ze stolicą w Wielkim Presławiu, lokalną potęgę przez całe stulecie, aż do sławnej klęski od wojsk cesarza Bazylego II pod Klidion, skąd wróciła armia tysięcy pokonanych i oślepionych, aby wywołać postrach wśród wszystkich wrogów bazyleusa. Taka była historia zmagań Greków z Bułgarami, a miejsca potyczek pokrywał dywan ludzkich ciał i końskich, krwi i porzuconego żelaza.
Minęło tysiąc lat. Byłem w socjalistycznej Bułgarii raz, w 1977 r. Komuna, tyle że cieplejsza i prawie śródziemnomorska. Ale te same sklepy i bloki, bida i ludzka znieczulica. Nie chciało mi się wracać w te strony aż po dziś dzień, kiedy uderzony pięknem tego kraju mam z powrotu czystą satysfakcję. Gościnny Neseber jak architektoniczna cukiernia pełna bajkowych wypieków o średniowiecznym rodowodzie. Słoneczny antyk Sozopola. Zapach pieczonej baraniny i ostry smak czaczy. Koniaki o historycznych nazwach – Pliska – i współczesnych (Słoneczny Brzeg). Ciepło. Pachnąco. Bezpiecznie. Taka jest współczesna Bułgaria. Albo inaczej: to jedna z jej licznych, janusowych twarzy.