Zwłoki 40-letniego Drasiusa Kedysa – poszukiwanego od pół roku na Litwie, w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i w Rosji – leżały na brzegu sztucznego jeziora niedaleko jego rodzinnego Kowna. Natrafili na nie uczestnicy wielkiej sobotniej akcji sprzątania Litwy, w której (w Wilnie) brała udział nawet prezydent kraju, a także wielu innych polityków.
Początkowo nikt nie rozpoznał w nim ojca, który – jak w październiku ubiegłego roku grzmiały litewskie media – zemścił się za molestowanie swojej czteroletniej córeczki i zamordował dwie osoby, po czym zniknął. Kedys zapuścił włosy i ufarbował je na czarno. Był bardzo wychudzony. Nie rozpoznała go nawet jego była konkubina, matka dziewczynki.
Żadnych wątpliwości nie miała natomiast rodzina, która o znalezieniu zwłok dowiedziała się z esemesa od dziennikarzy. We wtorek do kostnicy udały się ciotka i matka chrzestna Kedysa. Obie stwierdziły, że to ciało ich kuzyna. Obie widziały też, że Kedys miał zakrwawioną twarz i ślady duszenia na szyi. Tymczasem policja i prokuratura twierdzą, że nie było żadnych śladów przemocy. Rodzina już zapowiedziała, że będzie żądać niezależnej ekspertyzy. Zwolennicy Kedysa zorganizowali pikietę przed gmachem prokuratury.
Kedysa okrzyknięto na Litwie łowcą pedofilów, bohaterem, a nawet Robin Hoodem. Mówiono, że prowadził samotną walkę z klanem pedofilów. Jeszcze w 2008 roku złożył skargę na policji, że jego córka była molestowana. Oskarżył o to sędziego z Kowna Jonasa Furmanavičiusa oraz byłego doradcę przewodniczącego litewskiego Sejmu Andriusa Usasa. Według niego dziecko dostało się w ich ręce dzięki jego byłej konkubinie, matce dziewczynki Laimie Stank?nait? oraz jej siostrze Violecie Naruševičien?.
W Internecie można było obejrzeć nagrany przez niego film, na którym córka opowiada o tym, jak była molestowana. Do posłów, eurodeputowanych i mediów wysłał około 200 listów z tym nagraniem. Nikt nie zainteresował się sprawą.