Kraje, które jeszcze niedawno uchodzili za wzory gospodarczego postępu, dziś same walczą z problemami wewnętrznymi. Japonia siwieje, Chiny prawdopodobnie nie ożywią przyrostu naturalnego na odpowiednim poziomie po latach polityki jednego dziecka, a w Hongkongu kończy się miejsce na cmentarzach.
Problem jest poważny. Zmarli zaczynają stanowić obciążenie dla żyjących, ponieważ nie za bardzo jest co z nimi po śmierci zrobić. Miesiącami czeka się na skrawek miejsca na urnę z prochami (kremację wybiera przeważająca większość, 90 proc.), rodziny liczą się czasami z transportowaniem zmarłych do kontynentalnych Chin, by przyspieszyć procedury. Niektórzy z desperacji biorą pod uwagę rozsypanie prochów w publicznych parkach. To ostateczność, która przywołuje jednak do porządku. Według tradycji zmarli muszą bowiem mieć kontakt z ziemią, by móc w spokoju spędzać czas po śmierci.