Jeszcze dwa lata temu Czesława Wereszczyńska, nauczycielka z Łukowa, nie miała pojęcia, czym jest mobbing. Teraz dobrze wie. „Tę sukę Czesię żeby tak ujarzmić. Mówię ci, żeby tak upier...” – tak przebiegała jedna z rozmów skonfliktowanych z nią nauczycielek.
Wereszczyńska czuje się poniżana. Ostatnio przez kilka miesięcy chorowała. Od dwóch lat boi się o życie. Ktoś porysował jej samochód, wrzucił odchody do kieszeni płaszcza, o trzeciej nad ranem uporczywie dzwonił do drzwi. Policja nie mogła nic zrobić: nie było dowodów prześladowania. Wereszczyńska postanowiła z ukrycia nagrywać nauczycielki. W pokoju, do którego przychodziły na prywatne rozmowy, ukryła dyktafon. Już z pierwszego nagrania dowiedziała się, że chcą ją „psychicznie wykończyć”.Z zapisu na dyktafonie wynika, że najbardziej aktywne w knuciu intrygi były dwie panie. Pierwsza to żona komendanta powiatowego policji w Łukowie, który miał się angażować w konflikt. Druga, żona radnego, chętnie powoływała się na wpływy w prokuraturze.
– Mają wysoko postawionych mężów i znajomych i dlatego czują się bezkarne – mówi Wereszczyńska. Dlaczego? Czesława Wereszczyńska opowiada, jak prokuratura, która badała nagrania, nie dopatrzyła się gróźb karalnych kierowanych przez nauczycielki pod jej adresem. Pod koniec sierpnia sprawa została umorzona.
Słuchajcie, a może by ją psychicznie jakoś wykończyć, na przykład jej palto gównem wysmarować albo coś...
Można jej trochę podokuczać [...]. I co, pójdzie do prokuratora i powie, że jej palto śmierdzi?