W poniedziałek list pożegnalny znalazł w domu jednorodzinnym dziadek dwojga niepełnosprawnych dzieci: 2,5-letniej Justynki i 9-letniego Kacpra. Zaczął ich szukać. W lesie przy ul. Chełmońskiego w Ząbkach znalazł zwłoki dzieci leżące w wózku, ich babcia jeszcze żyła. Miała ranę postrzałową głowy. Po przewiezieniu do szpitala zmarła.
Śledczy z Wołomina są pewni: – List na pewno był. Miał go w rękach mąż kobiety, która zabiła wnuki. Do prokuratury jednak nie dotarł.
Nie wiadomo, co się z nim stało. Prawdopodobnie zgubił go dziadek. Teraz poszukują go policjanci, którzy powinni go zabezpieczyć jako dowód w sprawie zabójstwa.
Z relacji śledczych wynika, że nie ma w nim zapisków, dlaczego Genowefa G. zdecydowała się zabić dwojga swoich wnuków i targnąć się na życie. Na razie policja nie ma informacji o tym, jakoby kobieta leczyła się psychiatrycznie lub miała zaburzenia osobowości.
Śledczy przyznają, że obecnie mało wiedzą na temat tego, co działo się w domu jednorodzinnym w Ząbkach przed tragedią. – Mogliśmy przesłuchać tylko dziadka dzieci, psycholog nie pozwolił na razie na przesłuchanie ich rodziców – mówi Robert Kiełek, szef wołomińskiej prokuratury.