W wywiadzie dla magazynu „GQ” zdobywczyni Oscara za rolę Elżbiety II w „Królowej” przyznała, że sama kiedyś padła ofiarą gwałtu na randce, ale nie zawsze w takich przypadkach należy iść ze skargą na policję.
Jej zdaniem, jeśli kobieta podejmuje seksualną grę z mężczyzną, a w ostatniej chwili mówi „nie”, będzie miała marne szanse na pociągnięcie gwałciciela do odpowiedzialności. Gdy ją samą zgwałcono, nie zgłosiła tego policji.
– Bez nadmiernej przemocy, bez bicia. Polegało to na tym, że zostałam zamknięta w pokoju i zmuszona do seksu – relacjonowała. Przypomniała przypadek znanego boksera Mike’a Tysona, którego w Stanach Zjednoczonych skazano za gwałt.
– Nie sądzę, by był gwałcicielem – powiedziała.
Opinie aktorki wywołały falę krytycznych głosów obrońców praw człowieka, publicystów i działaczek organizacji kobiecych. Państwowy radca prawny Vera Baird uznała poglądy Mirren za „niebezpieczne”. Według publicystki „Guardiana” Julie Bindel niektóre czytelniczki „GQ” mogą się zasugerować „głupimi poglądami” poważanej i lubianej aktorki.