– Wandalom czy innym barbarzyńcom nie udało się lub nie zdążyli ściąć krzyża dobrego łotra – mówi pani Anna, emerytowana nauczycielka. Od kilku tygodni przychodzi na wzgórze w Przemyślu, gdzie ktoś ściął dwa z trzech ogromnych, drewnianych krzyży. Pani Anna zaznacza, że pojawia się tam, by modlić się za tych, którzy sprofanowali krzyże. – To, że zachował się właśnie ten krzyż jednego z łotrów, to znak, że ci ludzie mogą się jeszcze nawrócić, podobnie jak ten złoczyńca nazwany w Ewangelii św. Łukasza dobrym łotrem, który wisząc na krzyżu obok Chrystusa, uznał swoje winy – dodaje.
[srodtytul]Pierwszy atak[/srodtytul]
Największy, środkowy krzyż z przemyskiego wzgórza został ścięty najprawdopodobniej w nocy 22 sierpnia. Jego brak zauważył Jan Jarosz, były działacz opozycji, a dziś dyrektor promocji w miejscowym magistracie. Z dziećmi i znajomym wybrał się na wzgórze, by im pokazać trzy krzyże i panoramę miasta. – Jakież było ich i moje zdumienie, gdy na wzgórzu zastaliśmy tylko dwa krzyże – opowiada.
Krzyż, który został ścięty piłą, odnaleziono dwa dni później. Leżał kilkaset metrów dalej w zaroślach. Dwa tygodnie później w nocy z 2 na 3 września ktoś odpiłował drugi krzyż. Policja wciąż szuka wandali.
[srodtytul]To przez Warszawę? [/srodtytul]