– Są ogromne problemy z pozyskaniem podsekretarzy stanu do ministerstw, bo zarobki są tak niskie, że nikt nie chce przejść – mówił na początku grudnia w TVN 24 Biznes i Świat Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. Wyjaśniał, że nienormalna jest sytuacja, gdy dyrektorzy departamentów zarabiają więcej niż wiceministrowie.
PiS właśnie zamierza się zmierzyć z tym problemem. Jak ustaliła „Rzeczpospolita", szefowa KPRM Beata Kempa opracowała propozycję uśrednienia zarobków na wyższych stanowiskach w służbie cywilnej.
Dyrektorzy departamentów zarabiali dotąd średnio 13 tys. zł brutto, a dyrektorzy generalni – 17 tys. Tymczasem standardowa pensja ministrów to 12,5 tys. zł, sekretarza stanu 10,8 tys., a podsekretarza – 9,8 tys. zł.
Szefowa KPRM przygotowała zalecenia, zgodnie z którymi dyrektorzy departamentów mają dostawać miesięcznie 10,3 tys. zł, a dyrektorzy generalni – 11,2 tys., nie licząc dodatków funkcyjnych i za wysługę lat. Wytyczne przedstawiła już na spotkaniu z dyrektorami generalnymi ministerstw i urzędów centralnych.
Lepsze płace będą wciąż możliwe, jednak ekipa PiS zaoferuje je w zasadzie tylko kluczowym urzędnikom w resortach gospodarczych. Powodem zmian nie jest tylko chęć zmniejszenia różnic między zarobkami urzędników a pensjami ministrów. – Chcemy wyrównać zarobki dyrektorów, które są różne w zależności od resortu, choć osoby te często mają podobne obowiązki – mówi Kempa.