W piątek po południu protestujący zaczęlo wznosić barykady, podpalili kilka stacji metra, podpalili także autobus i napadali na sklepy. Doszło do starć z policją. która użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego. Z powodu zniszczeń metro zostało zamknięte w piątek, pozostanie nieczynne również przez weekend.
- To nie są protesty, to zbrodnia - oświadczył prezydent Chile. Poinformował, że stan wyjątkowy ogłasza po to, aby pociągnąć do odpowiedzialności "przestępców odpowiedzialnych za chaos w mieście". Zapowiedział też, że "rząd będzie wzywał do dialogu, który ma doprowadzić do złagodzenia niedogodności dla osób, w które uderzył wzrost cen".