Szpitale, przychodnie i gabinety lekarskie, a także inni kontrahenci NFZ, jak apteki czy dostawcy sprzętu medycznego i rehabilitacyjnego, buntują się przeciwko zbyt dużym uprawnieniom kontrolerów funduszu. Chodzi o ich prawo do kwestionowania wydatków na leczenie i potrącania tych kwot z bieżących rozliczeń. Zdarza się, zwłaszcza w wypadku większych szpitali, że kary za rzekome złamanie procedur idą w miliony złotych.
[srodtytul]Pieniądze do zwrotu[/srodtytul]
- Od początku tego roku wzrosła liczba kontroli NFZ - mówi chcąca zachować anonimowość przedstawicielka jednego z niepublicznych szpitali z południa Polski. Znacznie wzrosły także kary nakładane przez urzędników funduszu.
- W tym roku w NFZ jest 26 mld zł dla szpitali na finansowanie opieki medycznej - tłumaczy Andrzej Troszyński z centrali NFZ. To duża kwota, często więc spotykamy się z opinią, że kontroli powinno być więcej. Chodzi przecież o publiczne pieniądze wydawane na opiekę zdrowotną.
Z danych z poprzednich dwóch lat wynika, że wojewódzkie oddziały funduszu kontrolują rocznie około 3,3 tys. kontraktów. W 2008 r. NFZ odzyskał w ten sposób 45 mln zł, a rok później już 67 mln zł. Co dziwne, maleje liczba odwołań od tych decyzji (2008 r. 617, 2009 r. 558). Bardzo często chodzi w nich zresztą tylko o zmniejszenie kary bądź rozłożenie jej na raty. Niemal żaden ukarany nie odwołuje się od decyzji NFZ do sądu. Barierą są nie tylko koszty (wpis sądowy wynosi 5 proc. spornej kwoty plus wydatki związane z koniecznością powołania biegłych). Dochodzi do tego obawa o przyszłe rozliczenia z funduszem. Nikt nie chce mieć więcej kontroli niż dotychczas ani ryzykować kar, których wysokość zależy od uznania kontrolerów funduszu (do 2 proc. wartości kontraktu).