Sygnały tej zmiany płyną od dawna: nie będzie pieniędzy z Brukseli, jeśli Polska będzie kwestionować, że wiążą ją unijne traktaty. Był już nawet oficjalny list komisarza Didiera Reyndersa do premiera Mateusza Morawieckiego z jasnym oczekiwaniem, by szef rządu wycofał z Trybunału Konstytucyjnego swój wniosek o stwierdzenie, że Konstytucja RP ma pierwszeństwo przed prawem unijnym. Czy zawodowym politykom potrzeba więcej, by trzeźwo ocenić, kto tu ma argumenty?
Szef polskiego rządu i ci, którzy podpowiedzieli mu feralny wniosek do TK, wiedzą już zapewne, że ten ruch – obliczony na możliwość nieuznawania orzeczeń TSUE w kwestii krajowego wymiaru sprawiedliwości – był krótkowzroczny. I że Komisja Europejska bez trudu może wyegzekwować decyzje Luksemburga – tym razem np. w sprawie kar pieniężnych za niewstrzymanie wydobycia w kopalni Turów. Po prostu je potrąci z należnych Warszawie subwencji.
Czytaj więcej
W czwartek Trybunał Konstytucyjny w pełnym składzie wróci do rozpatrywania wniosku premiera o wskazanie zasad rozwiązywania kolizji prawa europejskiego i orzeczeń TSUE z Konstytucją RP.
Trzeba mieć też świadomość ekonomicznych konsekwencji tej sytuacji. Zakręcony kurek z unijnymi miliardami przekłada się nie tylko na osłabianie rodzimej gospodarki, która nie może doczekać się zastrzyku, na jaki mogą liczyć konkurenci z innych państw wspólnego przecież unijnego rynku. Brak tych euro w państwowym portfelu spowoduje bowiem – jak twierdzą fachowcy – dodatkowy kłopot w postaci osłabienia złotego.
Pewnie premier sądzi, że wycofaniem wniosku z Trybubału – w czwartek TK ma wrócić do jego rozpatrywania – zgotuje sobie polityczne harakiri. Politycy Solidarnej Polski wciąż wzmacniają antyunijną retorykę, co tworzy wrażenie, że cały rząd tak myśli. Nie próbując temu przeciwdziałać, Mateusz Morawiecki traci szansę na mocny sygnał, że Polska nie myśli o polexicie. Jest jednak niewolnikiem deklaracji prezesa Kaczyńskiego, który nieraz wyrażał wolę przebudowy sądownictwa. Reformy, która jest potrzebna, ale nie można mylić jej z tym, co z sądami wyrabia ekipa ministra Ziobry. Wymiana prezesów i próby ręcznego sterowania sędziami domagającymi się respektowania prawa UE to nie jest metoda na usprawnienie wymiaru sprawiedliwości.