Trzeba więc zabezpieczyć się na to na czas prezydenckich wyborów, a uchwalona tzw. ustawa incydentalna tego nie gwarantuje.
Ma ona procedowanie o ważności wyborów prezydenckich w tym roku odebrać Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN złożonej z 18 sędziów, orzekającej przy kilku poprzednich wyborach, i powierzyć je 15 sędziom z najdłuższym stażem w SN. Tak się jednak składa, że wszyscy oni są ze starego nadania, a wielu z nich ze znacznym stażem sędziowskim w PRL. Gołym okiem widać, że traktowani są oni teraz lepiej niż nowi sędziowie, którzy związali swoją sędziowską pracę z demokratyczną Polską, a nie z niedemokratycznym i niesuwerennym PRL. Co więcej, owa piętnastka jest praktycznie imiennie wskazana, by nie powiedzieć: ustawiona, do tej ważnej sprawy.
Czytaj więcej
Nie ma racjonalnych powodów, by o ważności wyborów prezydenckich nie orzekła Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN, jak to czyniła już kilkakrotnie.
Z drugiej strony Izba Kontroli Nadzwyczajnej jest powołana ustawą demokratycznej RP, a jej sędziowie przez prezydenta (wybieranego przecież w powszechnych wyborach) na podstawie jasnego przepisu konstytucji na wniosek KRS powołanej zaś na podstawie ustawy, która części sędziów się nie podoba, ale obowiązuje. A zastrzeżenia europejskich trybunałów nie mogą ingerować w porządek ustrojowy demokratycznej Polski, tym bardziej stawiać jej na skraju ustrojowego rozgardiaszu.
Jeśli więc już koniecznie trzeba szukać jakiegoś przejściowego rozwiązania na te wybory, to można prościej np. oddelegować do Izby Nadzwyczajnej owych 15 najstarszych sędziów na czas wyborów, aby z młodymi z Izby Nadzwyczajnej orzekali w mieszanych składach. Byłyby to wiarygodniejsze składy, uniknęlibyśmy ryzyka zablokowania posiedzeń nad protestami wyborczymi i ważnością wyborów, bo gdyby nie chcieli orzekać, toby nie orzekali.