A sądy cywilne rozpoznają 80 proc. wszystkich spraw i chronią m.in. prawo własności, spadki, właściwe relacje rodzinne oraz wiele innych zasad życia społecznego i gospodarczego. Obywatele mają więc prawo oczekiwać szybkich, jasnych i trafnych orzeczeń. Do tego jest potrzebne jasne, a więc także stabilne prawo, aby choćby prawnicy się w nim nie gubili.
Do tego droga daleka. Ta nowelizacja poprawia jeszcze większą reformę procedury cywilnej sprzed ponad trzech lat, do której sędziowie i pełnomocnicy jako tako się już przystosowali. Teraz zapewne trzeba będzie trochę czasu, aż przystosują się do kolejnej. I nie ostatniej, gdyż następna nowela już jest na ostatniej prostej w Sejmie.
Czytaj więcej
W sobotę wchodzi w życie główna część reformy k.p.c., która ma usprawnić prowadzenie postępowań.
Sobotnia ustawa stara się np. wyprostować zawiłości rozpoznawania zażaleń na różne sądowe postanowienia w trakcie procesu. Te wątpliwości wywołały wcześniejsze zmiany: czy zażalenie w ogóle przysługuje, czy do sądu równorzędnego (to taki dość młody wynalazek) czy do wyższej instancji, i w jakim składzie ma być rozpoznane. Przez trzy lata praktyka sądowa i Sąd Najwyższy kolejnymi uchwałami starały się to wyjaśniać. Tak działa normalnie sądownictwo, niczym angielski ogrodnik pielęgnujący trawnik.
Tymczasem polskim sądownictwem – obok nadzwyczajnych problemów, jak nowi sędziowie czy konieczność dostosowania się do epidemii – wstrząsają kolejne reformy: te wdrażane lub tylko zapowiadane. I w tym rozgardiaszu ginie rzecz najważniejsza, czyli najpoważniejsze sprawy, które wymagają wysłuchania stron, najlepiej bezpośrednio przed sądem, na rozprawie dostępnej dla każdego, oraz odwołania do trzech sędziów.