Przez kilka dni byłem przekonany, że rządzącym w Polsce tak spodobał się amerykański film „Don't look up", że postanowili metodę lekceważenia, a nawet negacji problemu (w filmie to zbliżająca się do Ziemi kometa) przenieść na rodzimy grunt. Mogliśmy np. usłyszeć od prominentnego działacza PiS przypominającego zresztą niezbyt przenikliwego Jeana Orleana (filmowego doradcę prezydentki USA), że Pegasus to taka konsola do gier z lat 90. XX w., być może znaleziona gdzieś na strychu. Po kilku dniach takiej i podobnych narracji nastąpiła jednak zmiana. Prezes PiS przyznał, że polskie służby zakupiły prawo do korzystania z systemu Pegasus. Rządzący nadal jednak bagatelizują informacje o włamaniach przy wykorzystaniu tego narzędzia inwigilacji do telefonów szefa kampanii wyborczej partii opozycyjnej (obecnego senatora), prokuratorki, która postanowiła wszcząć postępowanie w sprawie tzw. wyborów kopertowych, adwokata prowadzącego niewygodne dla rządzących sprawy, w których padają zarzuty nadużyć, korupcji, łamania prawa. Rządzący powtarzają, że podsłuchy, jeżeli były stosowane, to na pewno zgodnie z prawem.