Ceny w Polsce załamały się, bo nawet połowę produkcji wysyłamy na eksport, gdzie polski drób trafia głównie na stoły zamkniętych od wielu tygodni hoteli i restauracji. Kryzys uderzył w producentów ze wszystkich państw, ale w polskich najbardziej, ponieważ byliśmy największym dostawcą w UE.
Polacy eksportowali drób po bardzo okazyjnych cenach. W 2019 r. średnia cena tuszek z Polski wynosiła zaledwie 67 proc. średniej ceny unijnej. – Eksport był motorem napędowym rozwoju tej branży w Polsce, dzięki czemu nasz sektor wysunął się na pierwszą pozycję w Unii i utrzymuje ją od kilku lat. Dziś ta wysoka ekspozycja na eksport sprawia, że spadek cen w naszym kraju jest głębszy niż w innych krajach Wspólnoty – mówi Grzegorz Rykaczewski, analityk rynków rolnych banku Santander.
Czytaj także: Europejskie pola wołają o pracowników
Osłabienie popytu w UE nastąpiło w i tak już trudnej sytuacji, gdy eksport z Polski do krajów trzecich został ograniczony przez grypę ptaków, którą wykryto u nas na przełomie 2019 i 2020 r. Sytuacja jest niepewna, bo wprawdzie ostatnie z 31 ognisk w Polsce wykryto miesiąc temu, ale na Węgrzech jest już ponad 240 ognisk i ciągle pojawiają się nowe. Żeby rozmawiać o powrocie eksportu, muszą minąć trzy miesiące od ostatniego ogniska. Tymczasem – według danych Ministerstwa Rolnictwa – cena skupu żywca w sprzedaży kontraktowej obniżyła się o ok. 15 proc., poniżej 3 zł/kg. Na wolnym rynku ceny spadły nawet do ok. 2 zł/kg, podczas gdy granica opłacalności produkcji jest na poziomie ok. 3 zł/kg. Dlatego najbardziej cierpią producenci niezwiązani długoterminowymi umowami z zakładami ubojowymi, którzy odpowiadają nawet za 40 proc. rynku. Gdy jest koniunktura, są w lepszej pozycji, mogą wybierać ubojnie, gdzie oddadzą mięso, jednak gdy sytuacja rynkowa się pogarsza, mają problem ze znalezieniem odbiorców. Rośnie ryzyko, że spadnie produkcja drobiu, bo rolników tak niski poziom cen skłania do zmniejszania lub kończenia produkcji kurcząt. To uruchomi efekt domina – zmniejszy się popyt na pisklęta, jaja wylęgowe i stada rodzicielskie. A w konsekwencji rośnie ryzyko wzrostu cen po otwarciu rynków (krajowa produkcja może nie nadążyć za rosnącym eksportem i ceny mięsa wzrosną).
Spadki cen nadal nie dotarły do sklepów. GUS cen detalicznych z kwietnia jeszcze nie opublikował, ale w marcu ceny mięsa drobiowego w sklepach wzrosły o 5 proc. mimo spadków w skupach. W sklepach internetowych sieci handlowych ceny są dziś na stałych poziomach: filet drobiowy kosztuje od 16 do 18 zł, ćwiartka z kurczaka – od 6 do 7 zł.
Pomoże regionalizacja
Ratunkiem dla eksportu w czasach pandemii ptasiej grypy jest zdaniem ekspertów regionalizacja. Trwają rozmowy z Chinami czy RPA, ale to pieśń przyszłości. Wysyłaliśmy tam ok. 20 tys. ton, ale głównym odbiorcą wciąż jest Unia Europejska. Niemcy kupują 20 proc. całego eksportu, dobrym klientem była Wielka Brytania, ale tu handel utrudnia brexit – trwają negocjacje, ale ich finał nadal nie jest znany.