Rzeczpospolita: Dokładnie 50 lat temu w Paryżu i innych francuskich miastach trwała studencka rewolta. Jak doszło do Maja '68?
Prof. Wojciech Roszkowski: Do wybuchu zamieszek doszło z różnorakich przyczyn ekonomiczno-kulturowych. Po pierwsze, w latach 50. i 60. XX w., w Europie Zachodniej, zwłaszcza we Francji, prężnie rozwijał się sektor nauki: dofinansowywano uczelnie wyższe, przez co powstała swego rodzaju nadprodukcja kadr z wyższym wykształceniem – w stosunku do potrzeb gospodarki. Stąd część studentów i absolwentów, zwłaszcza wydziałów humanistycznych, miała problemy ze znalezieniem pracy. Młodzi niepokoili się o własną przyszłość.
Po drugie, w latach powojennych mieliśmy boom gospodarczy, który wywoływał nie tylko poczucie bezpieczeństwa finansowego, ale także poczucie nudy i łatwego zaspokajania potrzeb. Wśród młodych Francuzów – podobnie było zresztą w Stanach Zjednoczonych – zrodziło to specyficzny nastrój, albowiem uważali oni, że wszystko im się należy.
Trzeba też wspomnieć o trendach kulturowych, choćby o tzw. sytuacjonizmie. Sytuacjonizm to dość dziwne pojęcie, stworzone w kręgach artystycznych, w rzeczywistości tożsame z marksizmem kulturowym. Sytuacjoniści głosili kult twórczości, tzn. uważali, że współczesny człowiek jest zniewolony przez produkcję, i że każdy powinien być wolnym twórcą. Ale to, co z tego wyniknie, było już dla nich nieważne.
A wpływ popkultury?