Liderzy opozycji, którzy postanowili „uświetnić” konwencję wyborczą przemówieniem Lecha Wałęsy, okazali się takimi mistrzami, jak organizatorzy imprezy 3 maja, którzy poprosili Leszka Jażdżewskiego, by wystąpił przed Donaldem Tuskiem.
Owszem, Wałęsa dobrze mobilizuje przeciwników PiS, ale jest przy tym całkiem niesterowalny. O samym Wałęsie i nieprawdziwości jego słów o Kornelu Morawieckim napisano już sporo. Ale w całym zamieszaniu nie chodzi wcale o prawdę historyczną ani o to, co działo się w latach 80., ani o śp. Morawieckiego.
Chodzi o to, że Koalicja Obywatelska wykorzystuje każdą okazję, by potknąć się o własne nogi. Po śmierci marszałka seniora żegnał go w poniedziałek Grzegorz Schetyna. W uroczystościach pogrzebowych w sobotę wzięła udział kandydatka KO Małgorzata Kidawa-Błońska. W niedzielę zaś na konwencji KO Lech Wałęsa nazwał go zdrajcą, a liderzy Koalicji bili mu brawo.
Kiedy KO jest autentyczna? Gdy z godnością żegna Morawieckiego seniora, czy gdy oklaskuje przemówienie, w którym nazywa się go zdrajcą? To meandrowanie po raz kolejny gubi opozycję. A to w kampanii gorsze niż zbrodnia. To błąd. Bo dochodzi do długiej listy spraw, w której KO nie potrafi stwierdzić, czy – cytując Wałęsę – jest za czy nawet przeciw. To właśnie niejasny stosunek KO do 500+ jest wunderwaffe PiS, pałką do bicia w opozycję. Bo nie wiadomo, kiedy KO jest szczera, czy gdy Schetyna mówi, że nic co dane, nie zostanie zabrane, czy gdy politycy czy ekonomiści związani z tą partią krytykują ten program i chcą go zmieniać. Dzięki temu PiS może straszyć wyborców: zabiorą wam to, co daliśmy.
Wałęsa zamiast dorżnąć PiS, dorzyna opozycję. Brutalnie atakując Morawieckiego dzień po pogrzebie, złamał kulturowe tabu. A brnąc i rozwijając swe stanowisko w mediach społecznościowych, dalej szkodzi KO. Bo choć nie jest z nią formalnie związany, przez to, że został zaproszony jako honorowy gość na konwencję Koalicji, wszystkie jego dalsze wypowiedzi w tej sprawie będą szły na konto opozycji.