Nizinkiewicz: Kto jest polskim Joe Bidenem

Czy można zbudować wspólnotę i próbować jednoczyć społeczeństwo, bez wykluczania swoich przeciwników, którzy w Polsce, tak jak w USA, nie wyprowadzą się z kraju po zmianie władzy?

Aktualizacja: 21.01.2021 14:50 Publikacja: 21.01.2021 14:19

Nizinkiewicz: Kto jest polskim Joe Bidenem

Foto: AFP

Mimo, że w inauguracyjnym wystąpieniu Joe Biden nie wymienił z nazwiska ani razu Donalda Trumpa, były prezydent USA i podziały społeczne, które współtworzył stały się motywem przewodnim przemówienia nowego lokatora Białego Domu.

Kiedy Biden prosił każdego Amerykanina, o przyłączenie się do niego i zjednoczenie się w walce z „nienawiścią, gniewem, ekstremizmem, niechęcią, bezprawiem, przemocą…”- to oczywistym jest, że nawiązywał do zwolenników Trumpa, którzy wdarli się na Kapitol. Kiedy mówił o „wyczerpującej wściekłości”, zachęcał, żeby „zacząć od zera” i zakończyć „totalną wojnę” po „odrzuceniu kultury, w której manipuluje się faktami”, to można interpretować, że recenzował czas prezydentury Trumpa, któremu zarzucano dezinformację i manipulacje opinią społeczną, szczególnie po niekorzystnym dla niego wyniku wyborów prezydenckich.

Oczywiście rację ma Joe Biden, gdy występuje przeciwko „ekstremizmowi politycznemu”, „supremacji białych”, „wewnętrznemu terroryzmowi” i zachęca rodaków, żeby stawić temu czoło. I jeśli mówi o potrzebie „odbudowania duszy Ameryki”, do czego „potrzebujemy więcej, niż tylko słów”, to wiadomo po czyich rządach chce „odbudować demokrację” i „jedność kraju”.

Czy Biden myli się w swoich diagnozach? Nie. Ale problemem jest, i pewnie jeszcze długo będzie, podzielona Ameryka, który obserwowaliśmy również za prezydentury Baracka Obamy. Na Trumpa głosowało aż 71 mln Amerykanów, czyli tylko 7 mln mniej niż na Bidena. Oni nagle nie wyjadą z kraju. Pewnie nie uwiodło ich przemówienie następcy ich prezydenta. Nie zmienią też poglądów. Nie jest też pewne, czy Trump nie będzie zagrzewał do pogłębienia podziałów.

Wydarzenia na Kapitolu jasno pokazują, że Trumpowi zależało na budowie mitu skrzywdzonego prezydenta, któremu zabrano władzę i który musiał wyprowadzić się z Białego Domu na skutek spisku elit. Pierwszy obywatel Stanów Zjednoczonych tak często podważał demokratyczny wybór swoich rodaków, że w listopadzie wg sondażu Reuters/Ipsos około połowa Republikanów uważała, że „Donald Trump powinien być zwycięzcą wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, ale reelekcja została mu odebrana przez oszustwa wyborcze, które faworyzowały Joe Bidena.”

Nawet jeśli, wg sondażu Pew Research Center dwie trzecie Amerykanów chce, by Trump zniknął z polityki, a wg 75 proc. Amerykanów, w tym 52 proc. wyborców Republikanów, Donald Trump ponosi częściową odpowiedzialność za zamieszki na Kapitolu, które doprowadziły do śmierci pięciu osób, to bycie tylko przeciwieństwem swojego konkurenta to za mało, żeby zjednoczyć spolaryzowane społeczeństwo i zasypać podziały. Z podobnym problemami możemy mieć do czynienia po utracie władzy przez PiS.

Były szef MSZ Witold Waszczykowski, który w USA nie jest postacią anonimową przyznał publicznie, że wybory w USA „nie były uczciwe”. Co powie, a wraz z nim przedstawiciele i zwolennicy PiS, gdy partia Jarosława Kaczyńskiego straci władzę?

Dzisiaj przed nowym prezydentem USA stoi wyzwanie, z którym w przyszłości będzie musiała zmierzyć się nowa administracją w Polsce. Jak uszanować przegranych, nie mścić się, nie burzyć wszystkiego co zbudowali, nie napiętnować ich i nie próbować rządzić przez podział zarządzając wiecznym konfliktem.

Polska ma jeszcze większy problem niż USA. W Stanach Zjednoczonych po Obamie jego miejsce próbowała zająć zgrana politycznie Hillary Clinton. Kiedy Clinton przepadła okazało się, że Demokraci zwyciężyli z Joe Bidenem i Kamalą Harris, którzy uosabiają nowy początek. W szczególności Harris, pierwsza kobieta wiceprezydent, jawi się jako nowa jakość, przyszłość i dumna twarz Ameryki.

Duet Biden-Harris dał nadzieję większości Amerykanom na lepsze jutro. Kto po stronie opozycji w Polsce mógłby być Joe Bidenem i Kamalą Harris? Kto jest równie silną osobowością, która jest w stanie stanąć naprzeciwko Jarosława Kaczyńskiego, dać Polakom nie mniej, niż rządy PiS, nie zabierając programów socjalnych? Czy jest lider, z którym wyborca opozycji może się utożsamiać? Za kim przeciwnicy PiS mają podążać? W Polsce kryzys przywództwa po stronie opozycji znacznie się przeciąga.

Joe Biden zaczął patetycznie, ale trafnie od wzniosłych deklaracji i obietnicy zjednoczeniu narodu. W Polsce trudno dzisiaj znaleźć kogoś, kto byłby w stanie pokonać rodzimą wersję Trumpa, na miarę naszych możliwości. A zmiana zaczyna się zwykle od nadziei, symbolu i słów. Polskiego Bidena wciąż nie widać.

Mimo, że w inauguracyjnym wystąpieniu Joe Biden nie wymienił z nazwiska ani razu Donalda Trumpa, były prezydent USA i podziały społeczne, które współtworzył stały się motywem przewodnim przemówienia nowego lokatora Białego Domu.

Kiedy Biden prosił każdego Amerykanina, o przyłączenie się do niego i zjednoczenie się w walce z „nienawiścią, gniewem, ekstremizmem, niechęcią, bezprawiem, przemocą…”- to oczywistym jest, że nawiązywał do zwolenników Trumpa, którzy wdarli się na Kapitol. Kiedy mówił o „wyczerpującej wściekłości”, zachęcał, żeby „zacząć od zera” i zakończyć „totalną wojnę” po „odrzuceniu kultury, w której manipuluje się faktami”, to można interpretować, że recenzował czas prezydentury Trumpa, któremu zarzucano dezinformację i manipulacje opinią społeczną, szczególnie po niekorzystnym dla niego wyniku wyborów prezydenckich.

Pozostało 82% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki