Mimo, że w inauguracyjnym wystąpieniu Joe Biden nie wymienił z nazwiska ani razu Donalda Trumpa, były prezydent USA i podziały społeczne, które współtworzył stały się motywem przewodnim przemówienia nowego lokatora Białego Domu.
Kiedy Biden prosił każdego Amerykanina, o przyłączenie się do niego i zjednoczenie się w walce z „nienawiścią, gniewem, ekstremizmem, niechęcią, bezprawiem, przemocą…”- to oczywistym jest, że nawiązywał do zwolenników Trumpa, którzy wdarli się na Kapitol. Kiedy mówił o „wyczerpującej wściekłości”, zachęcał, żeby „zacząć od zera” i zakończyć „totalną wojnę” po „odrzuceniu kultury, w której manipuluje się faktami”, to można interpretować, że recenzował czas prezydentury Trumpa, któremu zarzucano dezinformację i manipulacje opinią społeczną, szczególnie po niekorzystnym dla niego wyniku wyborów prezydenckich.
Oczywiście rację ma Joe Biden, gdy występuje przeciwko „ekstremizmowi politycznemu”, „supremacji białych”, „wewnętrznemu terroryzmowi” i zachęca rodaków, żeby stawić temu czoło. I jeśli mówi o potrzebie „odbudowania duszy Ameryki”, do czego „potrzebujemy więcej, niż tylko słów”, to wiadomo po czyich rządach chce „odbudować demokrację” i „jedność kraju”.
Czy Biden myli się w swoich diagnozach? Nie. Ale problemem jest, i pewnie jeszcze długo będzie, podzielona Ameryka, który obserwowaliśmy również za prezydentury Baracka Obamy. Na Trumpa głosowało aż 71 mln Amerykanów, czyli tylko 7 mln mniej niż na Bidena. Oni nagle nie wyjadą z kraju. Pewnie nie uwiodło ich przemówienie następcy ich prezydenta. Nie zmienią też poglądów. Nie jest też pewne, czy Trump nie będzie zagrzewał do pogłębienia podziałów.
Wydarzenia na Kapitolu jasno pokazują, że Trumpowi zależało na budowie mitu skrzywdzonego prezydenta, któremu zabrano władzę i który musiał wyprowadzić się z Białego Domu na skutek spisku elit. Pierwszy obywatel Stanów Zjednoczonych tak często podważał demokratyczny wybór swoich rodaków, że w listopadzie wg sondażu Reuters/Ipsos około połowa Republikanów uważała, że „Donald Trump powinien być zwycięzcą wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, ale reelekcja została mu odebrana przez oszustwa wyborcze, które faworyzowały Joe Bidena.”