Wśród komentatorów przeważa opinia, że Saakaszwili popełnił błąd, próbując odbić Osetię Południową, i ja też tak uważam. To jest błąd o poważnych skutkach dla Gruzji, dla regionu i dla sytuacji globalnej. Nie wnikam w to, jakie były jego kalkulacje, bo to jest teraz nieważne, choć tutaj nasuwałyby się wnioski kompromitujące go jako polityka.
Gruzja to kawałek rosyjskiego imperium, który się oderwał w chwili jego słabości. O tym fakcie mogą ewentualnie nie pamiętać na co dzień republiki nadbałtyckie, które są już w NATO i Unii Europejskiej, choć lepiej, żeby i one o tym nie zapomniały zupełnie. To samo dotyczy Polski, na dodatek kęsa dużo większego, więc trudniejszego do przełknięcia i strawienia, także członka NATO i Unii. W lepszej od Gruzji sytuacji, ale nie całkowicie komfortowej, jest Ukraina, też część „matki Rosji”, tyle że potężna, ale zarazem bez szerszego oparcia.
Gruzja i inne państwa, które powstały z rozpadu Związku Radzieckiego, nie powinny ani na chwilę zapominać, że ich niepodległość jest owocem chwilowej bezsiły imperium, a nie jego zgody, że to roślina bardzo wrażliwa na zmiany sytuacji politycznej. W pierwszym rzędzie powinny więc dążyć do silniejszego zakorzenienia niepodległości we wpływowych sojuszach i strukturach międzynarodowych. A nie mając takiego zakorzenienia, powinny jak ognia unikać działań mogących prowokować stającą na nogi Rosję, choćby takie unikanie było bolesne i kosztowne.
Rosja nie jest pogodzona z okrojeniem, jakiego doznała na przełomie lat 80. i 90., potrzebuje w sukcesach, także militarnych, odzyskania poczucia siły i mocarstwowości. Saakaszwili widać o tym zapomniał, co nie tylko wystawia mu marne świadectwo, ale czyni z niego polityka ryzykownego dla własnego kraju i szerzej.
Uważam oczywiście, że Zachód powinien bronić Gruzji przed zdominowaniem przez Rosję, bo to jest w jego interesie, ale nie jestem pewien, czy się na to zdobędzie. Brak woli zadzierania z Rosją, nawet osłabłą, jest w Europie Zachodniej niemal genetyczny, a administracja Busha tuż przed odejściem ma zęby starte na Afganistanie i Iraku. Jeśli Zachód nie zdobędzie się na stanowisko, które autorytatywnie pokaże Rosji i krajom tamtego regionu, że nie ona jedna ma tam głos decydujący, a obawiam się właśnie braku wystarczającej reakcji, to skutki będę poważne.