Choroba stawów pokrzyżowała jednak jej plany i pani Steinbach zajęła się polityką. Wstąpiła do CDU, gdzie dała się poznać jako niezła organizatorka i prawie 20 lat temu trafiła do Bundestagu. Zdążyła wziąć udział w debacie na temat ratyfikacji traktatu granicznego z Polską i głosowała przeciwko uznaniu obecnej granicy Polski i Niemiec. Uważała się zawsze za specjalistkę od spraw relacji polsko-niemieckich chociażby dlatego, że to w Polsce przyszła na świat. Było to 25 lipca 1943 roku w okupowanej przez Niemcy Rumii. Jej ojciec był podoficerem Luftwaffe. Uciekając przed Armią Czerwoną rodzina przyszłej szefowej Związku Wypędzonych ewakuowała się do zachodniej części Niemiec.

– Nie trzeba być foką, aby bronić praw fok – tak skomentowała pani Steinbach kilka lat temu informacje „Rzeczpospolitej”, która pierwsza zwróciła uwagę na jej rodowód oraz fakt, że szefowa BdV nie została nigdy przymusowo z Polski wysiedlona ani „wypędzona”.

Praw Niemców wysiedlonych z Polski i innych krajów Erika Steinbach broni zawzięcie od 1998 roku, kiedy stanęła na czele obumierającej organizacji przesiedleńców. Domagała się początkowo odszkodowań za niemieckie mienie pozostawione w Polsce. Dlatego głosowała przeciwko traktatowi granicznemu. Przed pięciu laty była przeciwna przyjęciu Polski do UE. Głosowała w Bundestagu za ratyfikacją traktatu akcesyjnego Polski i innych państw do UE jedynie dlatego, że głosowano za przyjęciem wspólnie wszystkich nowych państw członkowskich. Jak wtedy powiedziała, gdyby głosowano oddzielnie na poszczególne państwa, sprzeciwiłaby się akcesji Polski, gdyż – jej zdaniem – łamane tam są prawa człowieka, czyli wysiedlonych z Polski Niemców. Odmawia im się nie tylko prawa do nawet symbolicznych odszkodowań, ale też uprzywilejowanego osadnictwa na byłych terenach niemieckich – podkreślała.

Z tej retoryki nic już dzisiaj w oświadczeniach Steinbach nic nie pozostało. Trudno ją było pogodzić z dążeniem do realizacji zasadniczego zamierzenia politycznego Eriki Steinbach, jakim jest projekt Centrum przeciwko Wypędzeniom, pomyślany jako pomnik upamiętniający cierpienia milionów wysiedlonych po wojnie Niemców. Pomnik w postaci muzeum w Berlinie, w którym przyczyny wysiedleń w postaci wywołanej przez Niemcy zbrodniczej wojny, schodzą na plan dalszy. A role ofiar i sprawców zbrodni ulegają odwróceniu. Sztandarowy projekt Eriki Steinbach natrafił na gwałtowny sprzeciw w samych Niemczech ze strony SPD oraz Zielonych, nie mówiąc już o sprzeciwie Polski. Kanclerz Gerhard Schröder (SPD) otwarcie nazywał Związek Wypędzonych organizacją „wiecznie wczorajszych”. Steinbach miała jednak poparcie CDU oraz bawarskiej CSU. Obie partie znalazły się w 2005 roku w koalicji rządowej z SPD pod przywództwem Angeli Merkel. W umowie koalicyjnej zobowiązały się do utworzenia w Berlinie placówki poświęconej wysiedlonym Niemcom w duchu pojednania i przyjaźni z Polską i innymi państwami. Ten projekt wchodzi obecnie w fazę realizacji. Steinbach triumfuje i nie kryje, że chce być uważana za matkę chrzestną całego przedsięwzięcia. – Mam jak najlepsze relacje z panią kanclerz – podkreśla przy wielu okazjach. Erika Steinbach jest członkiem prezydium CDU i ma zapewnione wysokie miejsce na liście swej partii we wrześniowych wyborach do Bundestagu. Zamierza jeszcze przez długie lata kierować Związkiem Wypędzonych, wzmocnionym batalią o upamiętnienie ucieczek i przymusowych wysiedleń Niemców z Polski i innych krajów.