Minęło ponad 10 lat, od kiedy wiceszef Agencji Wywiadu Andrzej Derlatka zainkasował miliony w walizkach od rezydentów CIA. Do momentu publikacji „Washington Post" z początku tego roku, nikt poza wąskim gronem oficerów ówczesnej Agencji Wywiadu nie miał o tym pojęcia. Przez ten czas pieniądze już dawno zostały wydane. Nie zawsze zresztą na działania operacyjne, jako że część została po prostu zdefraudowana. Dlatego szef speckomisji Marek Biernacki (PO) chciałby zajrzeć do księgowości Agencji Wywiadu.

Biernacki jest w tej chwili jednym z niewielu posłów, który ma na tyle duże doświadczenie (był ministrem sprawiedliwości oraz szefem MSWiA), że jest w stanie rozszyfrować działania specsłużb. Tyle, że odnalezienie rozliczeń milionów z CIA to misja straceńcza. Sejmowa komisja ds. służb specjalnych, którą kieruje Biernacki, ma ograniczone uprawnienia kontrolne. Praktyka pokazuje, że jeśli szefowie służb chcą przed nią coś ukryć, to po prostu odmawiają udzielenia informacji ze względu na tajemnicę państwową. Trudno się spodziewać, by gen. Maciej Hunia — który kieruje AW niemal od początku rządów Platformy — był w kwestii rozliczania swych poprzedników szczególnie wylewny. A oni sami — Derlatka i jego zwierzchnik Zbigniew Siemiątkowski — o więzieniach CIA konsekwentnie milczą. Mają na głowie nie Biernackiego, tylko prokuratora.