Tomasz Terlikowski: Mamy atmosferę pogromu

Rozhuśtanie emocji, określenie wrogów i dehumanizacja przeciwników – to skuteczna strategia.

Publikacja: 27.09.2023 03:00

Zbigniew Ziobro decyzją sądu nie może wypowiadać się na temat Agnieszki Holland

Zbigniew Ziobro decyzją sądu nie może wypowiadać się na temat Agnieszki Holland

Foto: PAP/Tytus Żmijewski

Kilkanaście dni temu rozmawiałem z osobą, która jako jedna z pierwszych widziała film Agnieszki Holland i opowiedziała o nim w mediach. Reakcją na jej słowa były wysyłane z anonimowych kont życzenia śmierci, a także brutalnych gwałtów dokonywanych przez migrantów na jej bliskich. Gdy film pochwaliłem w mediach społecznościowych ja, wówczas hejtu i życzeń śmierci i krzywdy dla moich bliskich także było w nich masę. I można by na to wzruszyć ramionami, stwierdzić, że tak wygląda obecnie „debata” w mediach społecznościowych, gdyby nie fakt, że w ten brutalny hejt włączyli się czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości i Suwerennej Polski.

Tworzenie wroga

Jarosław Kaczyński wprost stwierdził, że każdy, kto filmu broni lub go wspiera (nie wspominając o producentach, aktorach, reżyserce) w istocie walczy w armii Putina. Prezydent Andrzej Duda oznajmił (oczywiście cytując innych), że „tylko świnie siedzą w kinie”, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Błażej Poboży porównał film do „Mein Kampf” Adolfa Hitlera, a minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro uznał, że „nazistowskie Niemcy produkowały takie filmy”. PiS-owski przekaz dnia sprawił, że tego rodzaju tweetów, wiadomości, wypowiedzi spod klawiatur i z ust polityków prawicy padły tysiące, choć wszyscy oni deklarowali, że filmu nie widzieli i widzieć nie zamierzają. Media społecznościowe pełne też były podobnych, tyle że jak w to w socjalach, o wiele ostrzejszych, bo wzywających do golenia zdrajców, tworzenia list hańby, a nawet unieszkodliwiania – deklaracji twardego elektoratu partii władzy. Pod kinami ustawili się zwolennicy Młodzieży Wszechpolskiej, by rzekomo bronić dobrego imienia munduru. Na kilka dni zapanowała atmosfera pogromowa.

Czytaj więcej

Haszczyński, ty świnio

Te reakcje, choć mogą wydawać się histeryczne, niewiele mają wspólnego z emocjami, obroną honoru czy wsparciem dla pomówionych mundurowych. To doskonale przemyślana, choć nastawiona wyłącznie na krótkoterminowy sukces wyborczy, strategia polityczna. Ufundowana jest ona – nie tylko w kwestii migracji i kryzysu uchodźczego, ale o wiele szerzej, także w kwestiach obyczajowych czy edukacyjnych – na panice moralnej. Zygmunt Bauman, wiele lat temu, gdy w Europie rozgrywał się pierwszy kryzys migracyjny, w książce „Obcy u naszych bram” zdefiniował ową strategię jako rozpowszechnienie wśród sporej części społeczeństwa przekonania, że zagrożone jest dobro, a nawet przetrwanie społeczeństwa. W takiej sytuacji wszystkie środki, by owo zagrożenie zniwelować, są dozwolone, a niemoralne działania zostają usprawiedliwione w imię ochrony wyższych, zagrożonych wartości.

Takim zagrożeniem są oczywiście obcy nam religijnie i cywilizacyjnie uchodźcy, którzy mają – jak mówią media publiczne, a także część polityków rządzącej prawicy (a coraz częściej także opozycji) – przynosić nie tylko choroby, ale i potężne zagrożenie bezpieczeństwa społecznego, dobrobytu i stabilności społecznej, a także trwania tego, co sami uważamy za naszą tożsamość. Ale – o czym też trzeba pamiętać – zagrożeniem takim są również zmiany cywilizacyjne i obyczajowe, za które także – a wystarczy posłuchać ministra Przemysława Czarnka, by to wiedzieć – odpowiadają konkretne grupy ludzi, które trzeba napiętnować, wskazać i zakazać im działania, tak by uratować zagrożoną chrześcijańską tożsamość narodu. A jeśli ktoś wskazuje, że ten model działania jest nieskuteczny, to z pewnością jest zdrajcą i przeciwnikiem praw rodziców.

Śmierć moralności

Warunkiem tej strategii – tak w jednym, jak i w drugim przypadku – jest to, by ludzie, których wprowadza się w stan moralnej histerii, nie mogli skonfrontować tych opinii z rzeczywistością. I dlatego nie wolno dopuścić do tego, by obejrzeli oni film czy by oni sami (bo ich dzieci i tak już mają to za sobą) spotkali się z działaczami równościowymi, edukatorami czy osobami LGBT, a nawet z wyborcami czy sympatykami innej partii. Spotkanie, rozmowa, obejrzenie filmu utrudniłoby przeżywanie odpowiedniego moralnego wzburzenia, a to nie dałoby spodziewanego efektu, jakim jest wzmocnienie twardego elektoratu i zbudowanie wrażenia, że tylko jedna partia broni granic.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Szkodliwy manicheizm „Zielonej granicy”

Emocjonalne wzburzenie ma jednak jeszcze jeden cel. Jest nim wyeliminowanie dyskursu moralnego i humanitarnego z debaty politycznej. Problem migracji ma zostać sprowadzony do kwestii „zagrożenia”, „zniszczenia”, „inwazji” i „przemocy”, nieobecna ma być w nim natomiast kwestia osobowej godności migrantów i uchodźców, a także przynależnych im praw człowieka. Proces taki widać zresztą nie tylko w Polsce, ale także w całej oddzielającej się coraz wyższym murem od uchodźców Unii Europejskiej (także Australii czy Stanach Zjednoczonych). „Oni”, „tamci” muszą być pozbawieni osobowości, zdehumanizowani, bo inaczej trudno będzie spokojnie traktować fakt, że ich podstawowe prawa są łamane, że stosuje się wobec nich push backi czy że na ich skutek niekiedy umierają ludzie.

Kresem tego myślenia jest spokojne uznanie, by sparafrazować Krzysztofa Bosaka, że żołnierze i strażnicy graniczni mają po coś broń, a ci z łodzi przepływających przez Morze Śródziemne, którzy mają utonąć, i tak utoną. Ostatecznie, jeśli nie mamy do czynienia z ludźmi, a z zagrożeniem dla naszego istnienia, to trudno się z takim wnioskiem nie zgodzić. Jest on prostą konsekwencją założeń przyjętych wyżej. Ich konsekwencją jest także uznanie, że każdy kto myśli inaczej, jest w istocie zdrajcą narodu, prowokatorem i uczestnikiem antypolskiego, sterowanego przez Niemcy (i Czechy na dokładkę) spisku. I fakt, że Niemcy prowadzą obecnie identyczną z polską, niechętną czy wręcz wrogą uchodźcom politykę, nie ma w tej opowieści najmniejszego znaczenia.

Utwierdzanie plemienia

Zastosowane strategie, jak się zdaje, nie mają wiele wspólnego z realnymi poglądami polityków Prawa i Sprawiedliwości. Film Agnieszki Holland jest dla nich jedynie pretekstem do realizacji własnego interesu politycznego. A ten nie ma nic wspólnego z ratowaniem zagrożonej, rzekomo, przez migrantów polskości, bo to właśnie ta partia wydała najwięcej w Unii Europejskiej, zgód na pracę i to ludziom z tego samego kręgu cywilizacyjnego, co ci, którzy proszą o prawo do pobytu. Jeśli nie chodzi o obronę wartości, tożsamości czy bezpieczeństwa (które, dla porządku dodajmy, nie są zagrożone), to o co chodzi? Odpowiedź jest prosta. PiS – podobnie zresztą jak Koalicja Obywatelska – która także rozgrywa kartę uchodźczą) odkrył, że lęk przed nieznanym, niechęć do obcego, poczucie osamotnienia to jedne z najsilniejszych emocji rządzących polskimi, wcale nie tylko prawicowymi, wyborcami. I to właśnie dlatego „obrona polskich granic”, a także dobrego imienia armii stała się istotnym przedmiotem kampanii.

Z tych samych powodów PiS coraz częściej sięga do mechanizmu „oblężonej przez wrogie narody” twierdzy, która musi się bronić przed wszystkimi. Najpierw były to tylko Niemcy i Rosja, ale obecnie do grona tego dołączyła także Ukraina, Czechy (bo dorzuciły środki do filmu Holland), a nawet Słowacja. Wszyscy przeciwko nam, a jedyną siłą, która może nam zagwarantować, że będziemy prowadzić wobec wrogów politykę suwerenną (to znaczy wiecznie oburzoną, pełną agresji i – tego już nikt nie mówi – w związku z tym nieskuteczną) ma być PiS. I część, doskonale przebadanego przez strategów prawicy elektoratu, to kupi.

Problemem jest zaś to, że ta polityka – choć skuteczna – generuje ogromną wrogość społeczną, uniemożliwia rozwiązywanie realnych problemów i – co nie mniej ważne – jest na forum międzynarodowym nieskuteczna. Polska nie tylko nie zyskuje na niej, ale wręcz traci. A jedynym zyskiem jest utwierdzanie w rozmaitych fobiach i lękach elektoratu PiS. Nic innego już się nie liczy.

Kilkanaście dni temu rozmawiałem z osobą, która jako jedna z pierwszych widziała film Agnieszki Holland i opowiedziała o nim w mediach. Reakcją na jej słowa były wysyłane z anonimowych kont życzenia śmierci, a także brutalnych gwałtów dokonywanych przez migrantów na jej bliskich. Gdy film pochwaliłem w mediach społecznościowych ja, wówczas hejtu i życzeń śmierci i krzywdy dla moich bliskich także było w nich masę. I można by na to wzruszyć ramionami, stwierdzić, że tak wygląda obecnie „debata” w mediach społecznościowych, gdyby nie fakt, że w ten brutalny hejt włączyli się czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości i Suwerennej Polski.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców
Publicystyka
Ireneusz Krzemiński: Rząd stosuje te same zasady przy obsadzaniu stanowisk, co PiS
Publicystyka
Roch Zygmunt: Po co Donaldowi Tuskowi Pałac Prezydencki? Dla dobra rządu
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Szymon Hołownia odda partię Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz. Czy Polska 2050 przetrwa?
Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Klęska, zdrada, sukces? Co ma być polską narracją?