W ciągu kilku ostatnich miesięcy obserwuję z bliska, jak wielostopniowym procesem jest nauka czytania. Czasami trzeba zajrzeć pod podszewkę jakiejś, dawno już posiadanej, umiejętności, żeby dostrzec jej złożoność. Ślęcząc z dziećmi najpierw nad alfabetem, rozpoznawaniem poszczególnych znaków, potem powolnym łączeniem ich w całe słowa, a następnie zdania, zbliżamy się dopiero do tego, co najtrudniejsze – zdolności przyswajania sobie sensu zapisanego tekstu. Z całego magicznego kontinuum przemian dokonujących się w ludzkim umyśle pod wpływem nauki czytania ten etap jest najbardziej tajemniczy. Wszystko, co przedtem, było kołowaniem po pasie startowym; dopiero teraz będzie można wzbić się do lotu.