W obu ubiegłorocznych kampaniach – prezydenckiej i parlamentarnej – z ust najważniejszych polityków PiS padały słowa o potrzebie odbudowy wspólnoty narodowej i solidarności, o konieczności wspólnej pracy dla dobra ojczyzny. Wiele razy odwoływano się wtedy do chrześcijańskich zasad.
Mam wrażenie, i nie jestem w tym osamotniony, że były to puste słowa. Dobitnie pokazały to właśnie środowe wystąpienia ministrów w Sejmie. Wydaje się, że ich głównym celem była odpowiedź na niedawny marsz opozycji, a nie rzetelna ocena ośmiu lat rządów PO i PSL. Dyskusja publiczna pójdzie teraz w kierunku wzajemnego oskarżania się o zaniedbania, milionowe straty itp., pogłębiając tylko podziały w społeczeństwie. Gdzie tu odbudowa wspólnoty? Gdzie dowód, że przedwyborcze deklaracje były szczere?
Każdy rząd powinien w raporcie otwarcia pokazać stan państwa w momencie przejmowania władzy. Tyle tylko, że winno się to odbywać spokojnie i w formie merytorycznej dyskusji. A tej zwyczajnie brakuje. Jest za to wzajemne okładanie się cepami.
Lider PiS wzywał niedawno, by wstrzymać spory polityczne przynajmniej do zakończenia lipcowej pielgrzymki papieża do Polski. Skoro już Jarosław Kaczyński wykorzystał postać Franciszka w krajowej debacie, to konsekwentnie odwołajmy się także do papieskiego nauczania.
W adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium" z 2013 r. papież zawarł cztery zasady współżycia społecznego. Jedna z nich brzmi: „jedność jest ważniejsza niż konflikt". Franciszek przekonuje, że konflikt można ignorować i udawać, że nic się nie stało. Pisze też o tym, że konflikt może tak człowieka wciągnąć, iż stanie się on jego zakładnikiem, a to uniemożliwi osiągnięcie pokoju. Podkreśla jednak, że można konflikt przyjąć, rozwiązać i przemienić „w ogniwo nowego procesu". Innymi słowy, może on stać się początkiem nowej drogi, bo trudno „zbudować prawdziwy pokój społeczny ze złamanymi sercami, które rozpadły się na tysiąc kawałków".