Marek A. Cichocki: Jeden świat jeszcze istnieje?

Wbrew temu, co mówimy między sobą, Rosja nie jest całkowicie izolowana.

Publikacja: 06.03.2022 21:00

Władimir Putin w kokpicie samolotu

Władimir Putin w kokpicie samolotu

Foto: PAP/EPA

Jeszcze niespełna dwa tygodnie temu trwaliśmy w przeświadczeniu, że żyjemy wszyscy w jednym świecie. Pandemia czy kryzys klimatyczny mocniej ten fakt w ostatnim czasie nam uświadamiały, i to pomimo rosnących na świecie nierówności, zrywanych łańcuchów dostaw czy rosnącego geopolitycznego oraz geoekonomicznego napięcia między potęgami. Czy jesteśmy właśnie świadkami prawdziwego rozpadu tego jednego świata?

Czytaj więcej

Wicepremier Ukrainy: Walczymy, ale Rosjanie mordują nasze dzieci

Dotąd zwykle posługiwaliśmy się pojęciem globalizacji i współzależności, aby opisywać ten fenomen jednego świata, który zaczął powstawać po II wojnie światowej i w pełni pojawił się wraz z końcem zimnej wojny. Zakładano też, że jest to raczej rozwój jednokierunkowy, a więc nie wyobrażano sobie, by powstały jeden świat mógł się znów zupełnie rozpaść. Myślę, że nawet Chiny, uznane od jakiegoś czasu przez Amerykę za swojego głównego światowego antagonistę, nie zakładały takiego rozpadu ani nie dążyły do niego, lecz raczej chciały w ramach istniejącego jednego świata dokonać stopniowego przejęcia prymatu nad nim.

Wywołanie przez Rosję pełnoskalowej wojny, której celem jest zniszczenie ukraińskiej państwowości i zintegrowanie siłą Ukraińców z Rosjanami, zmienia zupełnie te wszystkie dotychczasowe kalkulacje i stawia pytanie o możliwość dalszego istnienia jednego świata, w którym żyliśmy dotąd. Mówi się o nowej zimnej wojnie i o nowej żelaznej kurtynie. Wprowadzone przez Zachód sankcje faktycznie odcinają Rosję od świata na wielu poziomach w bezprecedensowy sposób. Rosja przez cenzurę i inne działania, przede wszystkim jednak przez okrutny sposób prowadzenia wojny w Ukrainie, odcina się od świata sama.

Nie sposób przewidzieć, czy jeden świat się rozpadnie

Trzeba jednak w ocenie zachować realizm. Bo w dalszym ciągu wojna w Ukrainie toczy się w logice tak zwanej wojny zastępczej, którą Rosja wypowiedziała Zachodowi, nałożone przez Zachód sankcje wciąż nie są wcale totalne i ostateczne, a wbrew temu, co mówimy między sobą, Rosja nie jest całkowicie izolowana, jeśli wziąć pod uwagę politykę Chin czy Indii, a także Izraela czy niektórych państw arabskich i Ameryki Południowej.

Dlatego nie sposób przewidzieć, czy jeden świat się rozpadnie. Pewne jest, że jeśli przetrwa, to dziś w Ukrainie rozstrzyga się jego nowy kształt w XXI wieku.

Autor jest profesorem Collegium Civitas

Jeszcze niespełna dwa tygodnie temu trwaliśmy w przeświadczeniu, że żyjemy wszyscy w jednym świecie. Pandemia czy kryzys klimatyczny mocniej ten fakt w ostatnim czasie nam uświadamiały, i to pomimo rosnących na świecie nierówności, zrywanych łańcuchów dostaw czy rosnącego geopolitycznego oraz geoekonomicznego napięcia między potęgami. Czy jesteśmy właśnie świadkami prawdziwego rozpadu tego jednego świata?

Dotąd zwykle posługiwaliśmy się pojęciem globalizacji i współzależności, aby opisywać ten fenomen jednego świata, który zaczął powstawać po II wojnie światowej i w pełni pojawił się wraz z końcem zimnej wojny. Zakładano też, że jest to raczej rozwój jednokierunkowy, a więc nie wyobrażano sobie, by powstały jeden świat mógł się znów zupełnie rozpaść. Myślę, że nawet Chiny, uznane od jakiegoś czasu przez Amerykę za swojego głównego światowego antagonistę, nie zakładały takiego rozpadu ani nie dążyły do niego, lecz raczej chciały w ramach istniejącego jednego świata dokonać stopniowego przejęcia prymatu nad nim.

Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki