Jarosław Kaczyński stara się wyciszyć konflikty koalicyjne. Spotkał się ze Zbigniewem Ziobrą i Jarosławem Gowinem, by wysłać pojednawcze sygnały i powtórzyć to, co powiedział PAP: by koalicja trwała, każdy – on również – musi zrobić krok wstecz (nazwał to samoograniczeniem).
Z politycznego punktu widzenia to racjonalne. Wcześniejsze wybory nie są na rękę obozowi władzy. Mogą się skończyć utratą władzy przez PiS, a dla koalicjantów wypadnięciem za sejmową burtę. Jak pisałem we środę, oznacza to konieczność szukania przez nich nowych politycznych konstelacji. Ale nie teraz. Są skazani na polityczny konflikt, ale opłaca im się go odwlec.
Oprócz tego koalicjantów dzielą różnice programowe, a ściślej – wizja modernizacji Polski. Jak zauważył w „Plusie Minusie" Piotr Zaremba, kluczowy był sprzeciw Solidarnej Polski wobec strategii transformacji energetycznej rządu, bo dotyczył właśnie modernizacji. PiS stara się zachować konserwatywną agendę, bronić chrześcijańskiego świata, nie dopuścić do szerzenia się lewicowych ideologii, ale równocześnie modernizować gospodarkę, infrastrukturę, cywilizację materialną. Innymi słowy wierzy, że da się przeprowadzić połowiczną modernizację – zmienić warunki życia ludzi, styl życia obywateli, nie dokonując albo hamując przemiany obyczajowe.
Ziobryści nie wierzą, że da się zrobić tylko pół kroku. Uważają, że zielona transformacja to nie tylko pieniądze, ale też zmiana myślenia, priorytetów, postawienie ekologii w centrum uwagi. To pociągnie zmiany w patrzeniu na zwyczaje, tradycje, ale też moralność. Węgiel staje się symbolem sprzeciwu wobec zmiany, której nadejście trzeba odwlec, a nie przyspieszać.
Podejście do Unii Europejskiej i Zachodu jest pochodną tego sporu. Ziobryści zdają się widzieć w Unii narzędzie ideologicznej opresji – w sądownictwie, energetyce czy obyczajach.