Ta historia wydarzyła się na przełomie lat 40. i 50. w północno-zachodniej części dzisiejszej Białorusi (dawnej Wileńszczyzny) w okolicach miejscowości Wilejka, Miadziół, Mołodeczno i Smorgonie. Skrzyknęła się tam grupa młodych ludzi, na czele których stał syn prawosławnego kapłana Rascisłau Łapicki. Nie akceptowali komunizmu i marzyli o wolnej i demokratycznej Białorusi. Ich zbroją była stara francuska maszyna do pisania, która nie miała cyrylicy. Ukrywając się, ręcznie drukowali ulotki po białorusku łacińskim alfabetem, a następnie późną nocą uzbrajali się w klej i rozklejali gdzie tylko się dało. Mieszkańcy bez problemu rozumieli treść, ale bali się nawet zatrzymywać przy apelach nawołujących do walki z komunizmem kończącymi się słowami: „śmierć Stalinowi" i „niech żyje wolna Białoruś". Szeptali o tym w swoich domach, podziwiali odwagę anonimowych autorów. A ci przekonywali, że już niebawem Zachód, a w szczególności Ameryka, rozpocznie wojnę ze Związkiem Radzieckim i że to będzie szansa na utworzenie demokratycznej wolnej Białorusi. Przekonywali, że zachodnie państwa wesprą ich walkę z bolszewizmem. Ale trzeba zrobić tylko pierwszy krok, zacząć walczyć...
Gdy na trop młodych ludzi drukujących ulotki wpadli funkcjonariusze NKWD, kolega zaproponował Łapickiemu ucieczkę z sowieckiej Białorusi przy pomocy znajomych z AK (również działających wtedy na Wileńszczyźnie). Odmówił, postanowił zostać w swojej ojczystej ziemi. Gdy został schwytany, całą winę wziął na siebie. Być może dlatego jako jedyny został rozstrzelany, resztę oskarżonych (przed sądem postawiono 19 osób) wysłano na wiele lat do syberyjskich łagrów.
Czytaj więcej
Białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenko miał w rozmowie z kanclerz Angelą Merkel stwierdzić, że oczekuje uznania go za prezydenta (UE od wyborów z sierpnia 2020 roku nie uznaje Łukaszenki za prezydenta w związku z zarzucanymi mu fałszerstwami wyborczymi) oraz zniesienia sankcji w zamian za zakończenie kryzysu migracyjnego na granicy z UE - powiedziała szefowa MSZ Estonii, Eva-Maria Liimets.
Rascisłau Łapicki miał 22 lata. Nikt nie przyszedł mu z pomocą, a na Zachodzie, w którym widział sojusznika i z którym wiązał nadzieje, prawdopodobnie nikt nawet nie usłyszał, że został najpierw poddany makabrycznym torturom, a następnie stracony nad wykopanym wcześniej dołem. Komunizm upadł w 1991 roku, a na Białorusi nigdy władze nie postawiły mu pomnika, nie pozwolono nawet pamiętać o nim, do dzisiaj widnieje na liście „wrogów narodu" w archiwach KGB.
Ileż słyszeliśmy przez lata opinii, że naród białoruski nie walczy o swoją wolność, nie sprzeciwia się dyktaturze Łukaszenki, że jest bierny i akceptuje autorytarny reżim. Sprzeciwił się i powiedział „dość" w sierpniu 2020 roku. Łukaszenko utopił we krwi powyborcze protesty, wypełnił więzienia przeciwnikami, kilkunastu najodważniejszych straciło życie, m.in. Raman Bandarenka, Aleksander Tarajkouski, Henadź Szutau, Witold Aszurak.