W aferze podsłuchowej dziennikarzy skandal goni skandal. Najpierw pod byle pretekstem ABW podsłuchuje dziennikarzy, potem nie niszczy stenogramów z ich rozmów, aby w końcu jeden z bonzów agencji mógł je wykorzystać do swojej prywaty. Nikt nie poniesie jednak za to najmniejszej odpowiedzialności. ABW twierdzi, że wszystko było w porządku, bo podsłuchy są podstawą działania tajnych służb.
Donald Tusk przymyka oko, bo obecne kierownictwo ABW jest mu zbyt potrzebne do stałego nękania PiS, aby miał je nadkruszać z powodu błahego przypadku, który można przykryć niezłomną postawą w walce z jednorękimi bandytami. Nam zaś każe się wierzyć w mało wiarygodne zapewnienia szefa ABW Krzysztofa Bondaryka i Prokuratury Krajowej, że wszystko było zgodne z prawem.
[srodtytul]Rózga na PiS[/srodtytul]
Klajstrowanie tej kompromitującej ABW i jej wiceszefa Jacka Mąkę afery to kpina z opinii publicznej, w tym z ocen niezależnych od rządu ekspertów. Co gorsza, zamiast sygnału ostrzegającego, że nieprawidłowości i nadużycia związane z podsłuchami są naganne i mogą być karane, premier daje ABW przyzwolenie na wolnoamerykankę.
[wyimek]Łatwo wyobrazić sobie emocje, jakie przeżywał Krzysztof Bondaryk, kiedy usłyszał podsłuchaną rozmowę Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego[/wyimek]