Dlaczego powstała "Lista Wildsteina" ?

O kulisach powstania „Listy Wildsteina” i konsekwencjach jej publikacji – przeczytacie Państwo w nowym „Plusie Minusie”, weekendowym dodatku do „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 30.05.2011 08:12

Dlaczego powstała "Lista Wildsteina" ?

Foto: W Sieci Opinii

Antoni Dudek swej w książce „Instytut. Osobista historia IPN” ujawnia m.in. kulisy powstania „Listy Wildsteina”. Pisze także o atmosferze nagonki medialnej na IPN po jej publikacji.

Dlaczego powstała „Lista Widsteina”?

Powstanie listy katalogowej, nazwanej później listą Wildsteina, było konsekwencją nasilających się żądań, by IPN udostępniał w czytelniach katalogi, tak jak to ma miejsce we wszystkich normalnych archiwach. Jeszcze w październiku 2003 r. sprawa ta stanęła na posiedzeniu Kolegium IPN, na którym dyrektor archiwum IPN  Bernadetta Gronek poprosiła o podjęcie decyzji, w jakiej postaci mają być udostępniane spisy teczek, którym w archiwach SB obok kolejnego numeru dodawano rzymską jedynkę (I). Oznaczano w ten sposób akta agentury, ale i osób typowanych jako kandydaci na współpracowników, których werbunek mógł ostatecznie – z różnych powodów – nie dojść do skutku, a nawet nie zostać podjęty.

Po publikacji "Listy Wildsteina" medialną histerię i poszukiwanie winnych rozpoczęła „Gazeta Wyborcza”.

Kampanię zaczęła „Gazeta Wyborcza", publikując w sobotę 29 stycznia 2005 r. na pierwszej stronie tekst Wojciecha Czuchnowskiego pod sugestywnym tytułem „Ubecka lista krąży po Polsce". Na drugiej stronie znalazły się komentarze różnych osób na temat akcji Wildsteina, choć jego nazwisko celowo nigdzie nie zostało wymienione, by redakcja nie była zmuszona poprosić go o komentarz. (...) Lista Wildsteina rzeczywiście trafiła do Internetu, niestety, jednak nie na stronę IPN, gdzie byłaby autoryzowana i chroniona przed rozmaitymi modyfikacjami będącymi dziełem różnych żartownisiów dopisujących na niej zarówno nazwiska swoich wrogów, jak i postaci w rodzaju Kaczora Donalda. Przez kilka tygodni lutego i marca 2005 r. ponad milion Polaków (z badań wynikało, że uczyniło to około 10 proc. ogółu dorosłych obywateli) sprawdzał na niej różne nazwiska.

Polowanie medialne na Bronisława Wildsteina i IPN nie przyniosło jednak spodziewanych rezultatów.

Co ciekawe, prowadzona przez „Gazetę Wyborczą", „Politykę", „Trybunę", Radio TOK FM i jeszcze kilka innych mediów kampania prezentowania „ofiar" listy okazała się niezbyt skuteczna i raczej pogłębiała dezorientację, niż przysparzała zwolenników tezy o „barbarzyństwie Wildsteina". W kolejnych bowiem badaniach przeprowadzonych przez CBOS na początku marca 2005 r. liczba osób uznających, że Wildstein postąpił słusznie, zmniejszyła się bardzo nieznacznie do poziomu 45 proc., podczas gdy odsetek Polaków skłonnych go za to potępić spadł do 27 proc. Wzrosła natomiast – sięgając 28 proc. – liczba wybierających odpowiedź „trudno powiedzieć". 

Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem