Muszę się do czegoś przyznać. Nie jest mi żal Sławomira Nowaka. Próbuję, staram się, podchodzę do tego z różnych stron, ale nijak nie mogę się zdobyć na tę empatię. Nie pomagają nawet sugestie polityków PO o trudnej sytuacji finansowej byłego ministra, ani skuteczne zwykle oskarżanie mediów o nagonkę na biednego polityka. Nie pomaga nawet dzisiejsza wypowiedź posłanki Śledzińskiej- Katarasińskiej, która w następujący zachęcała nas do zajęcia się bardziej poważnymi tematami:
Wczoraj odbyło się pierwsze czytanie budżetu. Został zgłoszony idiotyczny wniosek, by go odrzucić i wieczorem głosowaliśmy przeciwko niemu. Podejmowane są też ustawy, które maja naprawić sytuację w górnictwie. A państwo od dwóch dni bez przerwy rozmawiacie o Nowaku. To jest szukanie tematu, który w powodzi ważniejszych kwestii jest naprawdę nieistotny
Wybaczcie, nie trafia to do mnie. Nie tylko, że nie trafia: uważam, że obowiązkiem - ba, misją - dziennikarzy jest jeszcze większe nagłaśnianie tematu. Nawet kosztem niezajmowania się kwestią budżetu czy górników (choć jest dla wszystkich oczywiste, że jedno nie wyklucza przecież drugiego). Z trzech powodów (co najmniej):
1) Mamy do czynienia z człowiekiem, który zaplątany jest w nie jedną, lecz co najmniej trzy - proszę wybaczyć eufemizm - niejasne sytuacje. Pal licho już nawet niezgłoszone zegarki i jego clubbing z biznesmenami wygrywającymi przetargi na zamówienia publiczne. To nic w porównaniu z tym, co wyszło w aferze taśmowej i w jego jednoznacznie skandalicznej rozmowie z Andrzejem Parafianowiczem. Że się posłużę cytatami:
Poprosiłem o spotkanie, bo mam prośbę, problem. Aktualnie do mojej żony wchodzi kontrola z Urzędu Skarbowego. Chcą ją trzepać. Cały 2012 r. Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy (...) Mam nadzieję, że to dotyczy tylko jej działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moim rachunkiem.