Sprawa zaczęła się przeszło cztery lata temu, gdy w jednym z hipermarketów w miejscowości Carpentras w Prowansji Pelicot został przyłapany przez obsługę na zaglądaniu kamerą aparatu pod spódnice klientek. Policja znalazła wówczas najpierw w jego telefonie, a później domowym komputerze, nagrania gwałtów na jego żonie Gisèle.
Mechanizm był zawsze ten sam. 72-letni dziś mężczyzna podawał w kawie czy posiłku preparat usypiający Temesta, który działa około pięciu godzin. Później sprowadzał mężczyzn, z którymi się skontaktował przez Internet, a oni gwałcili nieświadomą kobietę. Mąż wszystko nagrywał.
Gisèle ujawniając swoją tożsamość i pokazując twarz stała się bohaterką walki o prawa kobiet
Gisèle od początku trwającego 15 tygodni przed sądem w Awinionie procesu zgodziła się nie tylko na podanie swojego imienia i nazwiska, ale także pokazanie twarzy. Na początku nosiła ciemne okulary. Potem jednak i z tego zrezygnowała.
Jej niezwykła godność zjednały jej ogromną rzeszę wielbicieli – nie tylko we Francji, ale i na całym świecie. Za jej sprawą dynamika procesu odwróciła się. Dominique Pelicot i sprowadzeni przez niego mężczyźni nie zgodzili się na ujawnienie własnego wizerunku. Wstydliwe stało się bycie gwałcicielem, nie bycie zgwałconym. Gisèle przemieniła się w bohaterkę walki o prawa kobiet.