Brak tych dokumentów podczas kontroli drogówki od jesieni 2018 r. nie kończy się mandatem, ale w razie stłuczki kara jest prawie pewna.
– Kij ma dwa końce – mówi „Rz" Andrzej Łukasik z Polskiego Towarzystwa Kierowców. I wyjaśnia: kierowca nie musi mieć przy sobie tych dokumentów, ale kiedy dojdzie do stłuczki, pokrzywdzony najczęściej wzywa policję. Nie ma bowiem informacji o samochodzie i jego ubezpieczeniu. Niechętnie więc spisuje oświadczenie. Podobnie, gdy sprawca nie będzie miał prawa jazdy. Tymczasem, gdy na miejsce zdarzenia wzywana jest drogówka, winny najczęściej zostaje ukarany mandatem za jego spowodowanie, a nie za brak dokumentów.
– To nie jest korzystne dla kierowców – mówi Andrzej Łukasik. I dodaje, że gdyby policja obligatoryjnie nie wręczała mandatu winnemu stłuczki, można byłoby mówić o prawdziwym udogodnieniu dla kierowców. Ale to trudne do osiągnięcia.
Gdy policja dotrze na miejsce, w grę wchodzi pouczenie albo mandat dla sprawcy kolizji. Jest na to rada: warto zrobić zdjęcie telefonem, dowodu rejestracyjnego i ubezpieczenia OC, by mieć szansę na okazanie ich w trakcie zdarzenia. Kiedy poszkodowany zobaczy, że dokumenty naprawdę istnieją i wszystko się zgadza, może być bardziej skłonny do wypisania oświadczenia i niewzywania policji.
Pamiętajmy, że nieposiadanie przy sobie tych dokumentów nie oznacza, że w ogóle nie musimy ich mieć . Dowód rejestracyjny jest dokumentem niezbędnym przy załatwianiu formalności, m.in. w stacjach kontroli pojazdów, przy sprzedaży auta lub wyjeździe zagranicznym. Właściciele pojazdów wciąż także mają obowiązek ubezpieczenia OC. Kiedy zniesiony zostanie wymóg posiadania przy sobie prawa jazdy, to także nie oznacza, że możemy nie mieć uprawnień do prowadzenia pojazdów.