Specjalny zespół w Ministerstwie Zdrowia pracuje nad rozwiązaniami prawnymi, które na nowo określą model organizacyjny podstawowej opieki zdrowotnej. Zaczątkiem tego jest nowelizacja ustawy zdrowotnej, dzięki której pacjent będzie przypisany nie do lekarza, ale do przychodni. Dzięki temu NFZ zapłaci placówkom za każdą udzieloną poradę, a one nie zamkną gabinetów.
Oprócz tych zmian już wiadomo, że zespół pracuje nad zmniejszeniem liczby pacjentów, która przypada na jednego lekarza rodzinnego. Teraz jest to 2750 osób, ale środowiska lekarskie twierdzą, że to zbyt wiele.
Za dużo pacjentów
– Chory powinien móc leczyć się u wybranego przez siebie lekarza. Ze względu jednak na limity musi często szukać porady w oddalonych od domu przychodniach, a nawet innych miejscowościach – mówi Jacek Krajewski z Porozumienia Zielonogórskiego.Dla porównania w Anglii, Irlandii czy Danii na jednego lekarza przypada nie więcej niż 1400 – 1800 osób. Tam systemy opieki zdrowotnej działają bez zarzutu, a każdy lekarz w gabinecie ma czas na rozmowę i dokładne przebadanie pacjenta .
Z drugiej strony środowiska lekarskie zaznaczają, że aby zmniejszyć liczbę pacjentów pod opieką jednego lekarza czy pielęgniarki, trzeba również zmienić zasady finansowania określone w zarządzeniach prezesa NFZ.
– Mamy 10 tys. lekarzy rodzinnych. To mało. NFZ płaci za każdego podopiecznego zapisanego na listę medyka zaledwie 8 zł. Nie jest to motywujące, bo jeśli lekarz pierwszego kontaktu skieruje chorego na badania diagnostyczne, to musi je sfinansować sam – mówi Konstanty Radziwiłł, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej i lekarz rodzinny. Zaznacza, że NFZ powinien lekarzom elastyczniej finansować udzielanie porady. Czyli np. płacić więcej za opiekę nad chorymi przewlekłe, a także za konkretne działania, np. wizyty domowe czy wykonywanie dodatkowych badań. Obecny sztywny system rozliczeniowy, zdaniem Konstantego Radziwiłła, nie zachęca lekarzy do częstego kontaktu z chorym.