Prawnik idzie przez świat i widzi stosunki prawne.
To trzeba sobie umieć włączyć. Szczególnie gdy się jest rzecznikiem praw obywatelskich, który dostaje tysiące listów i próśb o interwencje. Trzeba też gdzieś ustawić granice, od których do sprawy się rzecznik weźmie. On też nie może reagować jak ten, kto odpowiadał na wpisy w książce skarg i zażaleń: „ekspedientka została pouczona”, bo to tylko stwarza pozór zajęcia się sprawą. I smuci mnie nie to, że on spraw nie załatwia. Ale to, że psuje to, do czego przez lata ten urząd się dobił.
RPO to też organ konstytucyjny. Ale czy to jest władza?
Nie. To jest instytucja wpływu, która działa zróżnicowanymi metodami. Czasem wytłumaczy, więc musi mieć wiedzę o tym, jak prawo naprawdę działa. I umiejętności perswazyjne. Czasami postraszy – więc musi mieć kły i pazury, np. wnioski do Trybunału, przystępowanie do spraw sądowych. Ale rzecznik nie jest od robienia dobrze władzy, choć musi też uważać, by nie skręcić karku. Trzeba umieć powiedzieć impertynencję w bardzo uprzejmy sposób. Pytanie, czy pan Wiącek umie.
I czy chce.
Na to pytanie on sam musi umieć sobie odpowiedzieć. Jego publiczne wypowiedzi tylko to pytanie aktualizują.
Czym zatem ten urząd być powinien, a nie jest?
Powinien trzymać równowagę między załatwianiem spraw indywidualnych i tych systemowych. Dziś uchwycenie naruszeń systemowych jest łatwiejsze do dostrzeżenia, gdy się weźmie pod uwagę, ile jest indywidualnych. Mamy narastające oznaki kształtowania się państwa policyjnego. Państwo wybiórczo używa siły, wysyła prokuratora nie zawsze tam, gdzie by należało, i go nie wysyła – gdzie powinno. Tu jest miejsce do indywidualnego działania rzecznika. Interwencje policji: znamienne, kiedy akurat psują im się te kamery, które powinny dokumentować przebieg zdarzenia. Taka nierówność traktowania prawa, która zakłóca jego funkcjonowanie, powinna rzecznika szczególnie interesować – i systemowo, i indywidualnie. A oznak tego nie widać.
A w ogóle rzecznik to urząd?
To przede wszystkim człowiek, empatyczny wobec innych ludzi.
Jest taki dowcip, jak profesora prawa pytają, co robić z kimś, kto nagminnie przekracza prędkość na autostradzie. Nie wolno, to zakazane – mówi profesor. – No, ale przekracza, co robimy? – odpowiadają, a naukowiec jest bezradny, bo widzi tylko przepis. Gdy prawda urzędowa przeważa nad tym, co widzimy, to tym gorzej dla faktów. Jeśli policjant mówi, jak było, to na pewno mówi prawdę, bo jest policjantem – uważa tak wielu urzędników, prokuratorów czy nawet sędziów. To też wielka wina nauczających prawa. A prawo jest traktowane jak instrument w ręku silniejszego – wobec konsumenta, spółdzielcy czy wobec obywateli przez polityka populistę. Prawo powinno ów decyzjonizm okiełznać widełkami granic dozwolonej decyzji. Jeśli pozwolimy, by te widełki były miękkie, to nie ma państwa prawa. Właśnie to powinien podchwycić rzecznik.
Na tę spaloną ziemię wkracza nowy zastępca RPO prof. Wojciech Brzozowski. Poradzi sobie?
Jest takie piękne słowo, które przypomniała Olga Tokarczuk: uważność. To cecha częściej spotykana u kobiet, choć reguły nie ma. To Machińska na komisariacie dostrzegła, że zatrzymanym nie podano wody, i się o to upomniała. I o prawo skorzystania z toalety. Rzecznik powinien tak ukształtować instytucję, by odpowiadała jego cechom psychofizycznym, ale też nie wyzbyć się tej uważności.
Jeszcze druga nitka legitymizacji, powiedzmy o niej.
Umiejętność społecznej komunikacji. Słowa mają znaczenie i powinny być przekonujące. Da się to osiągnąć, nie zaprzeczając im własnym działaniem. Reakcja społeczna na dymisję dr Machinskiej była mocna, rzecznik nie rozumie, w czym rzecz – a to znaczy, że ma kłopoty z czytaniem języka dyskursu społecznego.