Emmanuel Macron przygotowywał się do tego przemówienia przez trzy lata, tak delikatna jest to materia. Wieczorami zapraszał do Pałacu Elizejskiego intelektualistów, cyzelował każde słowo. Wreszcie w miniony piątek przedstawił szeroki program pokonania „separatyzmu islamskiego", czyli powstania wewnątrz francuskiego społeczeństwa odrębnej, coraz liczniejszej wspólnoty, która rządzi się własnymi prawami.
18 proc. społeczeństwa
Ważne słowa padły w merostwie Les Moreaux, 30-tysięcznej miejscowości na północny wschód od Paryża, w której dwa pokolenia temu masowo osiedlili się algierscy i marokańscy imigranci szukający pracy w pobliskich fabrykach Peugeot i Renault. Dziś nad miastem górują dwa ogromne meczety, w budowie jest trzeci, a krajobraz uzupełnia kilkadziesiąt mniejszych ośrodków kultu muzułmańskiego. Zachowanie francuskiego charakteru miasta to wyzwanie, które podziela coraz większa część kraju: w Republice mieszka dziś około 7 milionów wyznawców Allaha, co stanowi 10 proc. społeczeństwa. Jednak zdaniem waszyngtońskiego instytutu Pew za 30 lat będzie to 18 proc. mieszkańców Francji, około 13,5 mln osób.
Do tego dochodzi coraz większa żarliwość w przestrzeganiu zasad wiary.
– 80 proc. francuskich muzułmanów przestrzega postu w okresie ramadanu – podaje jako przykład Mohammed Moussaoui, przewodniczący Francuskiej Rady Kultu Muzułmańskiego (CFCM).
Zdaniem Macrona nie w tym tkwi jednak problem. Laickość państwa nie jest dla niego sprzeczna ze swobodą wyznawania jakiejkolwiek wiary lub niewierzenia w nic. Ogromnym zagrożeniem jest natomiast islamski „radykalizm", który najpierw „przeciwstawia się zasadom republikańskim", ale docelowo chce przejąć „pełną kontrolę nad społeczeństwem".