Szczecińska prokuratura po trzech latach śledztwa nie ustaliła, dlaczego do rozpoznania operacyjnego grupy podejrzewanej o oszustwa podatkowe z Gorzowa Wlkp. „podpięto” numer służbowej komórki Jacka Dobrzyńskiego – ówczesnego rzecznika szefa CBA Pawła Wojtunika. Z numeru Dobrzyńskiego zrobiono wyjście na telefony kolejnych 36 osób: polityków, dziennikarzy, adwokatów.
Nie wiadomo, jakie materiały z inwigilacji zebrano, jak je wykorzystano i czy je zniszczono – mimo to prokurator śledztwo umorzył, uznając, że policjanci... nie przekroczyli uprawnień. Bo były to tylko „uchybienia regulaminowe”.
Sprawa ta mogła być jedynym dowodem na nielegalną inwigilację, jakiej służby dopuszczały się po wybuchu tzw. afery taśmowej, szukając „inspiratorów taśm” i źródeł informacji dziennikarzy. By zatrzeć ślady sprawdzeń, podpinano się pod śledztwa w całej Polsce. Czy temu miało służyć „podpięcie” numeru służbowej komórki rzecznika CBA do sprawy gangu? Szczeciński prokurator Artur Mądrzak tego nie wyjaśnił.
Bulwersującą historię z inwigilacją Dobrzyńskiego opisała w 2017 r. „Rzeczpospolita”. Na jej ślad wpadł stołeczny prokurator, badając odprysk afery taśmowej. Wątek przekazano do Gorzowa, bo okazało się, że billingi Dobrzyńskiego jako numer nieznany – tzw. enkę – ściągnęli policjanci z komendy wojewódzkiej w Gorzowie do sprawy dotyczącej gangu zaniżającego podatek (tzw. operacji „Leszcz”).
Billingi Dobrzyńskiego pobrano 12 grudnia 2014 r. bez zgody sądu, a policjanta interesował jeden dzień: 10 października 2014 r. Jaki mógł być powód? Dzień wcześniej na tajnym posiedzeniu sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych Paweł Wojtunik (wtedy szef CBA) miał powiedzieć o tym, że jest śledzony – co zauważyli ochraniający go funkcjonariusze BOR.