Dawno żaden szerzej nieznany polityk nie wywołał tylu emocji i takiej politycznej burzy co ona. Po tym jak w sejmowej debacie na temat związków partnerskich nazwała je „jałowymi i nieprzynoszącymi żadnego pożytku społeczeństwu" w ciągu kilku dni stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych posłanek. I przedmiotem ostrego ataku ze strony większości polityków oraz części mediów.
Prof. Krystyna Pawłowicz znana jest z tego, że mówi to, co myśli. Nie kalkuluje, czy to, co robi, przyniesie jej polityczne korzyści. Jeśli w coś wierzy, to walczy często dając się ponieść emocjom. W nieoficjalnych rozmowach z dziennikarzami przyznaje czasem, że w tym czy innym wystąpieniu sejmowym trochę przesadziła. Ale inaczej nie potrafi.
– Krysia nie ma w sobie nic ze stereotypowego polityka, który co innego prywatnie myśli, a co innego mówi na głos. Jeśli jest do czegoś przekonana, nie ustąpi. Nie wstydzi się też swoich konserwatywnych poglądów – mówi posłanka PiS Małgorzata Sadurska.
Podkreśla jednak, że jej wizerunek medialny nie ma nic wspólnego z prawdziwą Krystyną Pawłowicz. – Prywatnie jest przesympatyczną, niezwykle ciepłą osobą, która zawsze jest chętna do pomocy. Kiedy ją poznałam, to przeżyłam szok, gdyż po osobie z tytułem naukowym spodziewałam się większego dystansu. Tymczasem ona jest osobą niezwykle otwartą, lubi ludzi – dodaje Sadurska.
Podobnie wspominają ją jej dawni studenci. – Była jednym z najlepszych wykładowców akademickich na Wydziale Prawa UW. Większość przychodziła odbębnić zajęcia i jak najszybciej wrócić do swoich kancelarii. Ona się wyróżniała, jest prawdziwym naukowcem – wspomina Przemysław Wipler, student, a potem doktorant pani profesor, dziś jej partyjny kolega. – Na zajęciach zawsze wykładała stanowisko, potem wygłaszała swoją opinię na ten temat i otwierała dyskusję. Niektóre z nich zapamiętałem do dziś – dodaje Wipler.