Andrzej Łomanowski: Ukraina może wykorzystać chciwość Donalda Trumpa

Napoleon Bonaparte powiedział, że do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy. A dziś Ukraina nie ma ani jednej z nich. Ma za to inne atuty.

Publikacja: 01.10.2024 04:30

Wołodymyr Zełenski, Donald Trump

Wołodymyr Zełenski, Donald Trump

Foto: PAP/EPA/Ukraine Presidential Press Service

Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze – tego według cesarza Francuzów potrzebuje kraj pogrążony w wojnie. Kijów ich nie ma. To powinno być naturalne w państwie trzeci rok broniącym się przed agresją większego sąsiada. Ale też trochę dziwi.

Mimo wojny ukraińska gospodarka rośnie

Naturalne, bo od początku pełnoskalowej wojny rozpoczętej przez Rosję, już jedna trzecia mieszkańców Ukrainy albo wyjechała za granicę, albo imigrowała wewnątrz kraju, uciekając przed działaniami wojennymi. Przy czym tak naprawdę nie ma przed nimi ucieczki, bo cały kraj jest zagrożony uderzeniami z powietrza.

Czytaj więcej

Budżet Ukrainy uzależniony od przelewów z Zachodu

Wszechobecne zagrożenie paraliżuje przede wszystkim działalność gospodarczą. Nie wszystko można produkować w garażu nierzucającym się w oczy rosyjskiemu zwiadowi powietrznemu. Poza tym doskwierają wieczne braki prądu – Rosja systematycznie niszczy energetykę.

Pomimo wszechogarniającej wojny ukraińska gospodarka cały czas jednak rośnie – w tym roku to będzie podobno 3 proc. I to jest zdumiewające. Ukraina pozostaje gospodarczo niebywale odporna. Zdolności przystosowawcze i chęć do życia wbrew wszystkim i wszystkiemu budzą podziw.

Czy powrót Donalda Trumpa do władzy w USA skazałby Ukrainę na poddanie się Rosji? 

No, ale państwowa kasa nie ma dziś pieniędzy, które zżera moloch wojny. Poza tym ukraiński aparat państwowy nigdy nie cieszył się opinią sprawnego, adziałania wojenne jeszcze zdezorganizowały jego działanie. Prawdopodobnie znaczna część dochodów należnych państwu umyka mu za granicę.

Dlatego Ukraina jest ogromnie uzależniona od pomocy zagranicznej i od jej dawców. O ile UE pozostaje dość stabilna (nic się w niej nie zmienia, na czele Komisji Europejskiej jak stała, tak stoi Ursula von der Leyen), o tyle największy darczyńca Kijowa – USA – budzi coraz większe obawy.

Powrót Donalda Trumpa do władzy oznaczałby znaczne kłopoty Kijowa: wojskowe i finansowe. Trump zapowiada wstrzymanie darmowej pomocy; za wsparcie zażądałby czegoś w zamian. Wcześniej napomykał, że może dawać pieniądze jako zwykłe pożyczki. Tylko czy Ukraina już zadłużona po uszy zechce pójść na taki układ?

Ale jakie ma wyjście? Kapitulację wobec Rosji? Takie poddanie się uczyniłoby z niej wiecznie niestabilny, biedny kraj, zagrożony politycznym radykalizmem i żądzą zemsty. A może i terroryzmem.

Czytaj więcej

Jerzy Surdykowski: Ustąpić Rosji, jak radzą Franciszek i Elon Musk?

Możliwe jednak, że w zamian za pomoc Trump zażądałby wartości materialnych: udziałów w ukraińskich fabrykach czy przedsiębiorstwach rolnych dla amerykańskich inwestorów. Paradoksalnie, okazałoby się to zbawienne dla Ukrainy. Wejście USA na ukraiński rynek oznaczałoby zwiększone zainteresowanie (ewentualnie już republikańskiego) Waszyngtonu tym rejonem świata.

Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze – tego według cesarza Francuzów potrzebuje kraj pogrążony w wojnie. Kijów ich nie ma. To powinno być naturalne w państwie trzeci rok broniącym się przed agresją większego sąsiada. Ale też trochę dziwi.

Mimo wojny ukraińska gospodarka rośnie

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Nowa Skoda Kodiaq. Liczą się konie mechaniczne czy design?
Materiał Promocyjny
Sieci, czyli wąskie gardło transformacji energetycznej
Tu i Teraz
Nowa Skoda Superb. Komfort w parze z technologią
Polityka
Meksyk potrzebuje rewolucji
Polityka
Rząd skrajnej prawicy? W Austrii wszystko możliwe
Polityka
Rusłan Szoszyn: Większość świata ma cyniczne podejście do tej wojny