Od wielu tygodni chińskie lotnictwo i marynarka wojenna mnożą niebezpieczne incydenty w okolicach Tajwanu. Do czego to może prowadzić?
Sytuacja jest złożona. Z jednej strony Chiny posuwają się do gróźb o charakterze wojskowym pod naszym adresem, prowadzą kampanię hybrydową przeciwko nam, starają się wyrzucić Tajwan z wielu organizacji międzynarodowych. Ale Pekin nie koncentruje się wyłącznie na Tajwanie. Ma ambicje szersze, obejmujące choćby Morze Południowochińskie. Z kolei kraje demokratyczne w Azji Południowo-Wschodniej intensyfikują przygotowania na wypadek inwazji. Przykład: prezydent Korei Południowej w mocnych słowach apeluje o utrzymanie status quo w rejonie Cieśniny Tajwańskiej, czego wcześniej nie robił. Japonia zapowiedziała podwojenie wydatków na obronę w nadchodzących pięciu latach. Inwestuje też w uzbrojenie, które może powstrzymać chińską inwazję, w tym w systemy obrony przeciwrakietowej. Prowadzi ponadto kampanię dyplomatyczną na rzecz utrzymania stabilności w Azji Południowo-Wschodniej. W szczególności premier Fumio Kishida objechał w tym celu świat przed szczytem G7 w Hiroszimie. Sytuacja na Tajwanie jest więc częścią znacznie szerszego układu geopolitycznego.