Role niespodziewanie się odwróciły. Jeszcze niedawno Joe Biden nie chciał podejmować bezpośrednich rozmów z Andrzejem Dudą, tak nabrzmiałe były problemy z rządami prawa nad Wisłą. Ale groźba rosyjskiej inwazji na Ukrainę zmieniła priorytety. Polska została włączona do zachodniej dyplomatycznej gry, bo odgrywa zbyt ważną rolę w budowie zjednoczonego frontu przeciw Moskwie, aby dłużej trzymać ją w izolacji.
– Boris Johnson musi teraz starać się przekonać świat, że wciąż coś jeszcze znaczy. Dlatego jest tak aktywny w sprawie kryzysu na wschodzie. Ale efekty są mierne, bo zarówno brexit, jak i osobiste problemy szefa rządu bardzo zmniejszyły wpływ Londynu, w szczególności na stanowisko Unii Europejskiej wobec Rosji. Brytyjczykom pozostaje więc pokazanie, że są bardzo zaangażowanym członkiem NATO, że tu zawsze można na nich liczyć. To jednak dla Borisa Johnsona z pewnością przyjemniejsze niż kolejne rozliczenia z imprez, w jakich uczestniczył w czasie lockdownu – mówi „Rzeczpospolitej" Iwan Krastew, jeden z najbardziej wziętych politologów świata.
Czytaj więcej
Boris Johnson stwierdził na forum parlamentu, że zamierza znieść obowiązujące jeszcze w Anglii obostrzenia - w tym prawny nakaz izolacji dla chorych na COVID-19 - miesiąc wcześniej niż pierwotnie zamierzał.
71 procent nie ufa premierowi
Częścią tej kampanii jest przyjazd Johnsona do Warszawy w czwartek. Poza zwykłymi w takim przypadku rozmowami z prezydentem Dudą i premierem Morawieckim spotka się też z brytyjskimi żołnierzami stacjonującymi w naszym kraju. W poniedziałek po rozmowach z Mariuszem Błaszczakiem w Londynie minister obrony Ben Wallace ogłosił wysłanie nad Wisłę 350 żołnierzy 45. Komanda piechoty morskiej. Dołączą do 100 wojskowych z Wielkiej Brytanii, którzy już wcześniej byli w naszym kraju.
W artykule w „Timesie" w środę Johnson zapowiedział też wysłanie do Rumunii i Bułgarii myśliwców Typhoon. Ostrzegł Kreml, że inwazja na Ukrainę spowoduje dalsze wzmocnienie NATO, a Zjednoczone Królestwo nałoży na Rosję sankcje, jakich jeszcze nad Tamizą nie widziano. Z tym samym przesłaniem do Moskwy poleciała w środę szefowa brytyjskiej dyplomacji Liz Truss.