Jeśli odłożymy na bok teorie o „tzw. sondażach, czyli operacjach mających niewiele z sondażami wspólnego” (jak mówi prezes Jarosław Kaczyński) i przyjrzymy się sondażowi Kantar chłodnym okiem zauważymy, że nie jest on dowodem na porażkę PiS, lecz świadectwem sukcesu Platformy (a to, wbrew pozorom, nie jest to samo).
Co więcej trudno powiedzieć czy sukces Platformy jest bardziej przez nią wypracowany, czy jednak bardziej podarowany jej przez Nowoczesną. Marszowi PO w górę towarzyszy bowiem ostry zjazd formacji Ryszarda Petru, który zdecydowanie za późno zorientował się, że wyjazd na Maderę w czasie zaciętej walki o demokrację na sejmowej sali to nie to samo co święto sześciu króli – drugie jest śmieszne, ale pierwsze jest ośmieszające. I nie chodzi tylko o to, że Petru stał się królem internetowych memów – bo był nim już wcześniej. Problemem Petru stało się to, że publicznie zademonstrował, iż biedna ojczyzna, biedną ojczyzną – ale ciemiężenie Polski przez PiS to za mało, by odmówić sobie wygrzewania się w promieniach portugalskiego słońca. W efekcie jego wiarygodność jako lidera antypisowskiego obozu zmalała do zera – istnieje bowiem ryzyko, że następny etap walki z PiS o demokrację znów pokryje się z jego urlopem.