Dodatkowe siły – 1 tys. żołnierzy i pogranicznicy ściągani z innych placówek – mają chronić granicę z Białorusią przed nielegalnymi imigrantami, głównie z Afganistanu i Iraku. Każdej doby dramatycznie ich przybywa. Sytuacja przy granicy jest napięta – widać patrole, żołnierzy z długą bronią.
50-osobowa grupa – głównie Afgańczyków i Irakijczyków, w tym kobiety i dzieci – koczuje w rejonie wsi Usnarz Górny w pobliżu Krynek (ok. 50 km od Białegostoku). Są jak w pułapce – Polacy nie chcą ich wpuszczać, Białorusini nie pozwalają wrócić na ich stronę. Siedzą na pasie ziemi niczyjej – na skraju lasu (jest po stronie Białorusi) i łąki (to już Polska). – Są tutaj od tygodnia – mówi reporterowi „Rz" mieszkaniec wsi. – Ugorów, na których zwykle pasą się krowy, pilnują teraz pogranicznicy i uzbrojeni żołnierze – dodaje.
– Dostarczamy im jedzenie i wodę. Ale są wygłodzeni. Gdy koledzy dali im puszkę wieprzowiny, to zjedli, choć muzułmanie na ogół tego nie robią – opowiada nam funkcjonariusz Straży Granicznej (SG).
Jedzenie dowożą też okoliczni mieszkańcy. W środę ktoś dostarczył sporą ilość pizzy, ale nie przekazano jej uciekinierom.
Wzbierająca fala
We wtorek niemal na oczach reportera „Rz" – 3 km od koczowiska, już po polskiej stronie – wpadło dziesięciu Irakijczyków. I ciągle napływają kolejni. – Sytuacja jest bardzo trudna, bo uchodźcy idą wzdłuż granicy i szukają dogodnego miejsca do jej przekroczenia. Cały czas musimy ich śledzić – mówią pogranicznicy.